Maroko, Tafraoute, pomarańczowe skały

Między Utah a Kapadocją

Legzira
Następny dzień rozpoczęliśmy solidnie przed brzaskiem spacerkiem do skalnych łuków Legziry. Hotel mieliśmy przy plaży, a spacerek trwał kwadrans nawet po ciemku. Jeszcze kilka minut czekania na pierwsze dzienne fotony i ponadtrzygodzinna sesja z kamiennymi łukami przed nami. Poranne światło było zupełnie inne – miękkie i rozproszone, delikatne i mgliste. To samo miejsce, ale zupełnie inny klimat, a więc szansa na inne zdjęcia. Fotograficznie w Legzirze można by spędzić tydzień, ale co wówczas z innymi marokańskimi cudami?
Po porannej sesji na plaży śniadanie, a po nim ruszamy na północny wschód, w góry Antyatlas, szukać następnych cudów. Jak wygląda Antyatlas, można zobaczyć na obrazkach. Tutejsze pejzaże to coś między parkami narodowymi w Utah (jak dobrze poszukamy, to może i lepszą wersję Delicate Arch znajdziemy), a skalnymi grzybami Kapadocji. Niektórzy widzieli posągi z Wysp Wielkanocnych. Do tego, na dokładkę, między tymi skalistymi rzeźbami od czasu do czasu widać lokalne wioski, które przypominają kolorowe fortece – z blankami, wieżami i murami. Tutejsze wiejskie fortyfikacje maluje się, dla utrzymania bajkowego charakteru, na różowo lub niebiesko.
Maroko, Tafraoute
Pewne znaki wskazują jednak, że to miejsce może wcale nie być tak sielankowe. Lepiej się rozglądać za przerośniętymi gekonami, mutantami i innymi atrakcjami z rzekomo fikcyjnego „Fallouta”… Jeśli jutro nas nic nie pożre ani nas nie opadną raidersi, to oczekujcie ciągu dalszego relacji z marokańskiej wariacji na temat rzeźbionych skalnych pejzaży.
Radioaktywne Maroko