Islandia i dron? To podobno zupełnie nie idzie w parze! Taką opinię spotkałem niedawno na pewnym forum droniarskim. Podobno Islandia z drona wygląda ładnie, ale praktycznie nigdzie nie da się latać – z całej masy powodów. Za nami druga już fotowyprawa na Islandię, na której towarzyszył nam Mavic Mini, więc chyba wiemy, jak to jest. To jak to jest z dronami na Islandii?
Tu nie wolno, tam nie wolno…
To prawda, że odwiedzając najpopularniejsze miejsca co i rusz trafia się na zakaz latania dronem. To prawda, że w parkach narodowych Islandii (jak zresztą we wszystkich parkach narodowych w Europie) latać nie wolno. Nie wolno też latać blisko prywatnych budynków, nawet jeśli stoją na bezludziu – pod tym względem przepisy na Islandii nie różnią się od tych, jakie regulują latanie dronem w Europie. więc jeśli mamy uprawnienia do latania w Polsce, to możemy też sprawdzić jak wygląda Islandia z drona. Jednak…
Głównych parków narodowych na Islandii jest raptem trzy, z czego największy – Vatnajokull – liczy ponad 13 tysięcy kilometrów kwadratowych, ale zdecydowana większość tego obszaru to i tak niedostępny dla normalnego turysty potężny lodowiec. Faktycznie na południu ten park obejmuje popularne miejsca, jak Skaftafell i czy Lodowcową Zatokę Jokulsarlon, a na północy sięga aż wodospadu Dettifoss. Kiedyś latanie nad Lodowcową Zatoką wymagało uzyskania zgodę dyrekcji parku. I faktycznie przed wrześniową fotowyprawą na Islandię w 2021 roku taką zgodę uzyskałem zaskakująco łatwo – wypełniłem formularz online i następnego dnia dostałem zezwolenie. No i powyżej jest zdjęcie znad Diamentowej Plaży.
Obecnie zasady się zmieniły – na lepsze. Nie trzeba już uzyskiwać zgody na loty rekreacyjne, natomiast nadal pewne obszary parku Vatnajokull obejmuje całkowity zakaz latania dronem, a w innych dozwolone jest to w pewnych terminach i godzinach. I tak w Jokulsarlon nadal obowiązuje całkowity zakaz między 15 kwietnia a 15 lipca ze względu na gniazdowanie ptaków. Poza tym okresem latać można, ale… w pewnych godzinach, np. od 15 lipca do 21 września tylko przed 9 rano albo po 18, ale już między 22 stycznia a 21 lutego – przed 11 rano i po 15. Również rano i wieczorem można latać nad Dettifossem, ale tylko po zachodniej stronie. Niektóre miejsca, jak Eldgja czy Laki, są dostępne dla lotów dronem po uzyskaniu zgody rangera. Opis aktualnych zasad dostępny jest na stronie parku Vatnajokull.
Z daleka od turystycznych atrakcji
Wodospady takie jak Dettifoss, Svartifoss czy gejzer Strokkur z pewnością wyglądałyby ciekawie z powietrza, ale na Islandii jest mnóstwo miejsc, gdzie zakazy latania dronem nie obowiązują, a scenerie są spektakularne. Ba! Najciekawszy album z fotografiami wykonanymi z powietrza powstał, owszem, na Islandii, ale nie zawiera praktycznie wcale znanych miejsc. Zresztą każdy, kto ma już nieco doświadczenia w fotografowaniu z powietrza, pewnie już wie, że często miejsca, które umiarkowanie ciekawie wyglądają z dołu, okazują się całkiem widowiskowe z góry. Odwrotnie też bywa. 🙂 Okazji do stworzenia ciekawych ujęć i spektakularnych filmów poza obszarem parków narodowych z pewnością nie zabraknie.
Ptaków jednak unikaj
Jednym z argumentów przeciwko zabieraniu drona na Islandię jest wszechobecność ptaków, a tym samym ryzyko zderzenia z mewą czy rybitwą w locie. Rzeczywiście, na ptaki należy uważać, zwłaszcza że można trafić na takich powietrznych rozbójników jak wydrzyk. Zresztą mewy czy fulmary też bywają ciekawskie i mogą chcieć sprawdzić cóż to za nowy, bzyczący sąsiad się pojawił. Ptaki jednak najłatwiej spotkać na wybrzeżu, a i to nie na każdym jego odcinku występują masowo. A w razie wątpliwości, czy coś nie krąży wokół naszego drona zbyt blisko – uciekać… do góry! Do góry, bo większość islandzkich ptaków całkiem sprawnie pikuje, natomiast wznoszenie się pionowo jest dla nich dużo trudniejsze.
Islandzka pogoda – wyzwanie dla drona
Oglądanie jak wygląda Islandia z drona najbardziej ograniczają nie przepisy, zakazy czy ptaki, ale pogoda. Jak pada – nie polatamy. Jak wieje – również. Głównym problemem nie jest jednak deszcz, tylko właśnie wiatr. Na Islandii wieje bardzo często, co z jednej strony powoduje, że deszcze są prawie zawsze przelotne, ale z drugiej – sam wiatr ogranicza okazje, żeby podnieść drona. O ile więc deszcz przeważnie daje się przeczekać, to z silnymi podmuchami jest gorzej.
Co więcej, im wyżej, tym wiatr silniejszy. Jeśli przy gruncie odczuwamy silne podmuchy, to kilkadziesiąt metrów wyżej prawdopodobnie jest prawie huragan. Z moich doświadczeń wynika też, że często im dalej odlecimy nad ocean, tym dron będzie musiał zmagać się z silniejszym wiatrem. Przy Eystrahorn na przykład maksymalny dystans, na jaki odleciałem od latarni morskiej, wynikał nie z ograniczeń łączności, tylko właśnie coraz silniejszego wiatru nad oceanem.
Trzeba też bardzo zwracać uwagę na kierunek wiatru, nawet jeśli nie jest silny. Jeśli w jedną stronę dron leci z wiatrem, to z powrotem będzie potrzebował więcej czasu i bardziej wyczerpie akumulator. Dobrze jest to uwzględnić przy decyzji jaki wskaźnik naładowania akumulatora uznajemy za sygnał do powrotu.
Trzeba się więc nastawić, że nie zawsze da się polecieć – nawet tam, gdzie jest to dozwolone. Podczas dwóch prawie dwutygodniowych fotowypraw jak dotąd zawsze udało się kilka razy podnieść drona. Co istotne – za każdym razem udawało się także lądowanie, więc wyraźnie warunki nie były takie trudne. Jednak nie zawsze obyło się bez pewnych komplikacji.
Nauczyłem się lądować i startować z ręki
Do tej pory startowałem drona z pudełka, w którym go przenoszę. Dzięki temu był nieco oddalony od gruntu, co redukowało ryzyko związane z wciągnięciem do silników drobin ziemi czy uszkodzenia śmigieł. Lądowałem w miarę możliwości na skale, a jeśli nie było żadnej wystarczająco płaskiej i poziomej w okolicy – po prostu na ziemi. Liczyłem na to, że przy lądowaniu śmigła już wyhamowują, więc kipisz na ziemi nie jest silny i nie grozi uszkodzeniem maszyny. Na słynnej wśród fotografów plaży Stokksnes przeliczyłem się. Start wprawdzie przebiegł bez problemów, ale w powietrzu zaczęły się problemy z gimbalem drona. Wylądowałem, po raz pierwszy jako lądowiska używając własnej ręki (liczba palców nadal bez zmian). Przedmuchałem i wyczyściłem okolice gimbala i wystartowałem ponownie – znowu z ręki.
Niejako przy okazji udało mi się zrobić takiego rozmazańca ze Stokksnes – zdecydowanie nieintencjonalny.
Tym sposobem nauczyłem się startować i lądować z ręki, co przydać się może wszędzie, ale szczególnie na Islandii, gdzie często trudno znaleźć idealnie płaską powierzchnię, która może służyć za lotnisko. Dodam jeszcze, że Mavic Mini ma wyjątkowo krótkie „podwozie”, więc jego lotnisko powinno być idealnie równe, żeby nie zahaczył gimbalem o ziemię podczas rozruchu przed startem.
Z gimbalem miewałem jeszcze problemy podczas lotów w następnych dniach – wyraźnie drobny, wulkaniczny piasek ze Stokksnes utknął gdzieś w mechanizmie i trochę czasu minęło, nim udało się go pozbyć. Dodam jeszcze, że jeden z uczestników fotowyprawy, który także startował i lądował swoim Mavikiem Pro na Stokksnes, także miewał w następnych dniach komunikaty o błędach gimbala.
Czy fabryczne lądowisko (które wygląda jak składana blenda pomalowana na kolorowo) pozwoliłoby uniknąć problemów? Niekoniecznie, bo wprawdzie akurat na plaży pod Vestrahorn o płaski teren nie jest trudno, ale w wielu innych miejscach trudno byłoby to miękkie i elastyczne lądowisko ułożyć tak, aby umieszczona na nim maszyna była idealnie w poziomie. Chęć pokazania, jak wygląda Islandia z drona wymusiła na mnie zdobycie nowej umiejętności, ale myślę, że przyda się ona i w innych regionach świata.
Islandia z drona jest piękna!
No dobrze, ona jest zawsze piękna, ale możliwość umieszczenia aparatu tam, gdzie nie sięga najwyższy statyw, daje dodatkowe możliwości. Nie wszędzie i nie zawsze da się polecieć, często latanie jest bardziej stresujące niż zwykle, trzeba bardziej uważać na ptaki i wiatr, ale – warto! No i jak widać – da się.
Powyżej fotografie z fotowyprawy we wrześniu 2021, a film z fotowyprawy w lipcu 2020. Już za kilka miesięcy, podczas fotowyprawy Lodowa Islandia, będzie okazja sprawdzić jak Islandia z drona wygląda zimą. Później na „Wyspę ognia i lodu” wracamy znowu we wrześniu, a ja liczę, że uda się polatać w tych miejscach, w których poprzednio nie było warunków.
PS. Doświadczenia z lataniem dronem na Islandii we wrześniu 2022 można przeczytać tutaj.