Nie jestem wprawdzie Francisem Fukuyamą, ale nowina ostatnich dni jakoś tak przybliża mnie do jego tezy: właśnie skończyła się historia. Konkretnie, skończyła się historia Photoshopa. Koniec z uroczymi, fantazyjnymi nazwami wersji beta, koniec z zastanawianiem się co nowego wymyślili i jak z tego korzystać, koniec z kamieniami milowymi na drodze rozwoju, koniec z rozwojem. Choć z tym ostatnim pewnie by w Adobe chętnie popolemizowali, ale czy mają argumenty?
Od teraz nie ma numeracji kolejnych wersji, nie będzie jak wspominać: „A pamiętasz pierwszego CS-a? Narzędzia dla fotografów wtedy dołożyli…”. Jest tylko Photoshop CC, co nie oznacza niestety Creative Common, tylko Creative Cloud, czyli Kreatywna Chmura, dostępny wyłącznie poprzez opłacaną co miesiąc subskrypcję. Jeśli ktoś jeszcze chciałby normalne, legalne CS6, to pozostaje mu popędzić szybko do jakiegoś sklepu po pudełko, bo Adobe już takiego artykułu nie prowadzi.
Nie będę tu pisać o cenach i opłacalności subskrypcji, bo o tym już pisałam (Podaj mi tylko rękę, a też: Stół jest gotowy i Kup pan cegłę). Dzisiaj tematem jest koniec historii, koniec rozwoju. Adobe publicznie ogłosiło – choć oczywiście nie wprost, tylko tak między wierszami, wstydliwie i ukradkiem – że nie ma pomysłów na dalszy rozwój programu. Gdyby mieli pomysły na nowe wersje, lepsze funkcje, jakikolwiek postęp – to by próbowali je spieniężyć, sprzedając CS7, 8 i następne. Ale widocznie nie mają, skoro stawiają ludzi przed wyborem: abonament albo nic.
Taka decyzja świadczy o sytuacji, która zasadniczo jest dla użytkownika dobra: programy do edycji zdjęć są dojrzałe. Da się nimi zrobić to wszystko, co zrobić trzeba. Wygodnie albo nie, ale możliwości działania jest na tyle dużo, że w końcu wszystkie operacje, jakie chcemy przeprowadzić na zdjęciach, przeprowadzić się da. Zamiast więc czekać na nowe narzędzia, można się spokojnie skupić na nauce korzystania z dotychczasowych tak, by osiągać za każdym razem zamierzony efekt.
Z drugiej strony – wiem, że Photoshop wcale doskonały nie jest. Z punktu widzenia fotografa jest mnóstwo rzeczy, które mogłyby być zrobione lepiej, inaczej, skuteczniej, wygodniej. Nie tylko ja o nich wiem, i oczywiście nie od dzisiaj. Ale najwyraźniej w dalekiej Ameryce uznano, że unowocześnianie i poprawianie działania starych funkcji nie jest na tyle seksowne, żeby sprzedać nowe wersje programu. Więc się nie poprawia i nie unowocześnia. Koniec złudzeń: Adobe już nie poprawi modułu do HDR, nie wprowadzi profesjonalnego odszumiania, nie unowocześni Poziomów. Gdy wszystko będą sprzedawać w subskrypcji, naprawdę nie musi im zależeć na nowościach. Poddali się, odpuścili, przyznali, że inwencja się skończyła. Szkoda.
Napoleonem też nie jestem, ale powtórzę za nim: Rewolucja się skończyła. Teraz pozostaje już tylko nauczyć się sobie radzić z tym, co mamy. I nie musi to być koniecznie Photoshop opłacany co miesiąc.