Wieści z photoshopowego podwórka: Adobe albo cienko przędzie, albo wręcz przeciwnie, ma się za dobrze. Pewnie mało kto jeszcze w Polsce o tym wie, ale Adobe właśnie zmieniło sposób sprzedawania aktualizacji swoich programów. Do tej pory, każdy (legalny, rzecz jasna) użytkownik wersji starszej o 1, 2 lub 3 pełne numerki miał prawo do płatnej aktualizacji – co oznacza wpłatę około 1/4 ceny pełnego Photoshopa, by dostać nową wersję. Od CS6 będzie to dotyczyło wyłącznie posiadaczy ostatniej pełnej wersji, czyli Photoshopa CS5 (5.5 oczywiście też). Posiadacze CS4 lub 3, jeśli zechcą, mogą nabyć aktualizację do CS6… w cenie pełnego pakietu, tak jakby nigdy nie byli klientami Adobe. Ogłoszono to teraz – gdy CS5 ma przed sobą najwyżej pół roku „bycia aktualnym”. Do tego Adobe ogłosiło jednocześnie, że nowa wersja o numerze całkowitym będzie się pojawiała co roku. Co w niej będzie faktycznie nowego i godnego uwagi, ze już nie wspomnę o byciu godnym kupy kasy, tego już nie ogłosili.
Różni mniej lub bardziej ważni ludzie się na to oburzyli. Oburzył się m.in. Scott Kelby (Ludzie, ja się zgadzam z Kelbym! Świat się kończy!), wskazując, że to nie fair zmieniać zasady pod koniec funkcjonowania ostatniej wersji programu. Użytkownicy albo są zmuszeni do szybkiego zakupu CS5, którego nie potrzebują albo nie chcą, tylko dlatego, że być może za pół roku będą chcieli mieć po promocyjnej cenie CS6. Albo nie będą chcieli, ale dowiedzą się o tym za pół roku.
W przeciwieństwie do Scotta (no, jednak nie do końca się z nim zgadzam) nie uważam, by aktualizacja do każdej kolejnej wersji była racjonalna. Z tym założeniem, poćwiczmy trochę matematyki: Aktualizacja kosztuje obecnie w polskim Adobe Store 215 euro. Pełna wersja kosztuje 732 euro. 215X3,5=752
Co oznacza, że omijając 3-4 aktualizacje, czyli pozostając z tą samą wersją programu przez 4 lata, wydamy na nowy program tyle samo, ile kosztowałyby coroczne aktualizacje. Albo i nie wydamy, bo co szkodzi zostawić go jeszcze na piąty rok?
Amerykańscy klienci (którzy, zaznaczmy, mają taniej niż europejscy) zapowiadają szukanie innych programów. Organizacja FreeFreehand, skupiająca zawodowych grafików, złożyła nawet pozew przeciwko Adobe z tytułu niedozwolonych praktyk monopolistycznych. Trzymam kciuki.
Polski, niezrzeszony i amatorski użytkownik ma do wyboru parę opcji:
- aktualizować co roku, płacąc te dwieście coś euro
- dobrze się zastanowić nad każdą aktualizacją, zostawiając program na tak długo, jak tylko się da – a da się przez długie lata – po czym kupić nową, pełnopłatną wersję
- nie przejmować się licencjami (czego oczywiście nie pochwalam).
Czy Adobe sobie właśnie finezyjnie strzela w stopę?