Kilka nastrojowych, mglistych pejzaży, a do tego grzybek wystający z suchych liści i wróbel ze sporym kawałkiem płotu. Co to takiego? Zepsuta prezentacja.
A ileż się takich widzi! Myślenie stojące za takim komponowaniem pokazu zdjęć jest proste: daję do niego moje wypracowane, wychodzone i niedospane poranne mgły, bo jestem z nich dumny. Ale dorzucę też tego grzybka, który jest uroczy i dobrze mi się kojarzy, bo pamiętam jaki był później świetny z jajecznicą, a z wróbla też jestem dumny, bo to wprawdzie tylko wróbel, ale i tak najlepszy ptak jakiego mi się udało w życiu sfotografować. I rezultat jest, jaki jest: oglądamy spójny projekt fotograficzny plus wspomnienia ze śniadania plus eksperyment, na który sam autor za pół roku nie będzie chciał spojrzeć. I mamy wrażenie, że tenże autor sam nie wie, czym by się chciał pochwalić, nie wie co chciałby fotografować ani które z jego zdjęć są udane, a które nie do końca – a to nie sprzyja budowaniu renomy fotografa.
A mogłoby być inaczej, gdyby tylko nie upierać się przy pokazywaniu wszystkiego i usunąć z prezentacji to, co do niej nie pasuje. Oglądając serię zdjęć utrzymanych w tej samej tematyce i stylu, człowiek nabiera wrażenia, że autor takiej prezentacji wie, co robi: umie robić zdjęcia, a przynajmniej zdjęcia w tym stylu; umie dobrać właściwe do pokazania, albo jeszcze lepiej – wszystkie jego zdjęcia są dobre do pokazania (no bo niedobrych nie widać, więc tak jakby ich nie było). Wreszcie: autor taki ma sprecyzowane zainteresowania, jest osobą zdecydowaną, konsekwentną i cierpliwą, skoro zrobił tyle zdjęć pasujących do siebie. Chcesz być lepszym fotografem? Ograniczaj prezentacje. Lepiej pokazać za mało, niż trochę za dużo.
PS. Zdjęcie powyżej z naszej transylwańskiej fotowyprawy. A w jubileuszowym numerze polskiej edycji „Travelera” wśród 10 wypraw marzeń umieszczono Islandię, Kretę i Dolny Śląsk i trudno się nie zgodzić z tym wyborem. 🙂
PPS. Uwaga! Zwolniło się jedno miejsce na najbliższe warsztaty „Araby na Ponidziu”. Zapraszamy!