Żadna z firm tego nie przyzna, ale dla producentów bezlusterkowców muszą być one wielkim rozczarowaniem. Bezlusterkowce wymyślił Olympus z Panasonikiem, gdy te firmy uznały, że nie radzą sobie z lustrzankową konkurencją i czas spróbować stworzyć własną niszę, gdzie nie panoszy się Canon z Nikonem i nie przepycha Sony. Menedżerowie Olympusa zapowiadali, że pod względem popularności bezlusterkowce będą w połowie między lustrzankami a kompaktami (popularniejszymi wówczas od lustrzanek o rząd wielkości). Bezlusterkowce nie miały więc konkurować z lustrzankami, ale przyciągnąć ambitniejszą i bardziej wymagającą część użytkowników kompaktów. Plan ambitny, ale uzasadniający sens inicjatywy – stworzenie sobie niszy, która byłaby większa niż cały rynek lustrzanek, warte było mszy.
Co z tego wyszło, dzisiaj już widać. Ponownie odeślę do mojego raportu o stanie rynku fotograficznego AD 2016 – drugi od góry wykres bardzo ładnie pokazuje, że przejście części producentów z lustrzanek na bezlusterkowce odbyło się w ramach istniejącego rynku aparatów z wymienną optyką, a żadne poszerzenie nie nastąpiło. Z bliska wygląda to jeszcze gorzej. Olympus z Panasonikiem, które sobie tę niszę stworzyły, są z niej wypychane przez Sony (a także Canona oraz, w mniejszym stopniu, Fuji). Sony też nie ma powodów do radości, bo pod względem popularności nadal jest w tym samym miejscu, gdzie był parę lat temu, gdy grał w lidze lustrzanek (i w tym samym miejscu, gdzie wcześniej była Minolta). Mimo, że bezlusterkowce powstały po to, żeby przenieść się z oceanu, gdzie rządziły rekiny Canikona, na jakiejś spokojniejsze wody, to nadal wszyscy producenci walczą o te same ławice rybek. Co poszło nie tak?
Usunięcie komory lustra (albo, z drugiej strony patrząc: dorobienie mocowania bagnetowego do kompaktu) pozwoliło zmniejszyć koszty produkcji, ale nie zaoferowało nic, co przyciągnęłoby tych, którzy z jakichś powodów nie chcieli przesiadać się z kompaktów na lustrzanki. Zapotrzebowanie na bezlusterkowce nie wystrzeliło w kosmos, tylko jest ułamkiem zapotrzebowania na lustrzanki. I dlatego stosunek Canona i Nikona do bezlusterkowców jest taki, jaki jest – mało entuzjastyczny, za to bardzo ostrożny. Po co mają się angażować w coś, co radzi sobie gorzej niż ich lustrzanki?
Olympus z Panasonikiem przetarły drogę dla Sony. Jeśli Sony przetrze drogę i poszerzy rynek, to z pewnością wówczas Canon z Nikonem się na niego władują z impetem. Bzdurą jest, jakoby błędem Canona było niezrobienie pełnoklatkowego bezlusterkowca na wzór Sony A7. Jeśli Sony z A7 da radę wyjść ponad swoje odwieczne 15% udziału w rynku, to pewnie wówczas zobaczymy bezlusterkowego pełnoklatkowego Canona.
Najbliżej poszerzenia rynku bezlusterkowców o bardziej wymagających użytkowników kompaktów był Nikon. Matryca jednocalowa w Nikonach 1 nie była złym pomysłem, zwłaszcza w połączeniu niezłym (a przez długi czas najlepszym w bezlusterkowcach) autofokusem. Fatalna była natomiast realizacja – koszmarny, niewygodny interfejs, plastikowa jakość i obiektywy gorsze niż w… niektórych kompaktach. No i cena – jak za lustrzankę ze średniej półki (przynajmniej na początku, bo później były paniczne wyprzedaże). Gdyby zamiast tego Nikon 1 charakteryzował się przyzwoitą jakością, przyzwoitą ceną i sterowaniem oraz menu jak w lustrzankach Nikona, to nie dałby szans kompaktom z jednocalową matrycą. A że zrobiono, jak zrobiono, to dzisiaj Nikon sam nie wie, co dalej ma robić ze swoimi bezlusterkowcami.
PS. Wszystkie zdjęcia z Lofotów.