Winnica

Dziwne rzeczy, które uparcie robię w Photoshopie… mimo że nie działają

Niby znam ten program. Nawet całkiem naprawdę go znam – przynajmniej w zakresie dotyczącym edycji bitmap, bo funkcji 3D się nie tykam. A jednak wciąż próbuję w nim robić rzeczy, które nie działają. Mimo że właściwie wiem, że nie mogę się spodziewać sukcesu. To taki mały tragizm żywota fotografa edytującego.

Winnica

Najczęstszą z tych rzeczy jest klikanie prawym przyciskiem. Och, ile ja się nim naklikam! Ale albo nie ma efektu wcale, albo jest jakiś dziwny, typu wyskakujące okienko. A spodziewam się zawsze czegoś innego: jeśli klikam na zdjęciu albo na masce, spodziewam się malowania kolorem tła (zamiast kolorem narzędzia). I nie działa! Zamiast tego wyskakuje menu podręczne. Tak jakby mi kiedyś było potrzebne…

Gdy klikam prawym przyciskiem na suwakach albo narzędziach, spodziewam się resetu ustawień. I nic! Kompletnie nie działa. Ale za chwilę kliknę znowu, a ono znowu nie zadziała.

Czasem jest jeszcze zabawniej: edytuję RAW-a w Camera Raw, a potem otwieram to zdjęcie w Photoshopie, żeby zrobić z nim jeszcze kilka rzeczy. Upiększających, oczywiście. Coś tam mieszam suwaczkami, przesadzam co nieco, więc chcę zresetować ustawienie. Klik prawym przyciskiem – nie działa. Acha, no tak, nie działa, zapomniałam. No to dwuklik lewym przyciskiem… i wyobraźcie sobie, też nie działa!

Drugą pod względem częstotliwości rzeczą jest przytrzymywanie klawisza Ctrl podczas kadrowania, żeby skorygować perspektywę. Kompletnie nie działa. Nigdy nie zadziałało, ale wciąż próbuję.

Kolejna rzecz to dosuwanie kursora do prawej, żeby zobaczyć EXIF. Nie ma go tam i nigdy nie było, ale może się kiedyś pojawi? W oczekiwaniu na ten moment, od czasu do czasu próbuję sprawdzić metadane na prawej krawędzi ekranu. Wciąż bez efektu.

Następna niedziałająca rzecz nie działa nie tylko w Photoshopie, ale też w Premiere. Gdy mam otwartych kilka zdjęć albo kilka klipów, dosuwam kursor do górnej krawędzi ekranu, żeby zobaczyć miniatury ich wszystkich. Jeszcze nigdy się nie pojawiły, ale się nie zniechęcam. No, przynajmniej nie na długo.

Takich nieistniejących funkcji, które wciąż próbuję wywołać, jest więcej. Rzecz nie w ich ilości, ale w tym, że w ogóle takie zjawisko występuje. Spędziłam z PS-em setki, jeśli nie tysiące godzin – jak to możliwe, że wciąż nie mogę się przyzwyczaić do jego interfejsu? Może po prostu człowiek szybko się przyzwyczaja do tego, co wygodne, a od czynności niewygodnych odzwyczaja się w sekundę? A może problem tkwi w niestałości narzędzi samego Photoshopa?

 

P.S. Niektórzy czytelnicy pewnie już się domyślili, dlaczego próbuję robić te wszystkie dziwne rzeczy, które nie działają. Pozostałym należy się wyjaśnienie.

– Prawy przycisk maluje kolorem tła albo gumuje poprzednie malowanie w Paint Shopie Pro (którego używałam często, ale lata temu) i w SNS-HDR, którego używam od czasu do czasu do składania HDR.

– Prawy przycisk resetuje ustawienia w SNS-HDR. W Paint Shopie do resetu ustawień służyła specjalna ikona – do dziś jej szukam w Photoshopie. Nie ma. Do wywołania ustawień poprzednio użytych służyła druga ikona, której w PS-ie też nie ma.

– W Adobe Camera Raw dwuklik na suwaku przywraca jego domyślne położenie. W Adobe Photoshop takiego czegoś nie ma. Dziwne, nie?

– To jest jeszcze zabawniejsze. W Photoshopie jest Transformacja (narzędzie do zmiany geometrii), która pozwala ciągnąć za rogi i krawędzie zdjęcia, żeby je rozciągnąć. Normalnie ciągnąc za róg, powiększa się zdjęcie lub zmniejsza. Ciągnąc z przytrzymanym klawiszem Ctrl, można je zniekształcić. Dlaczego żeby zrobić to samo przy kadrowaniu, trzeba znaleźć i zaznaczyć odpowiednie pole, zamiast trzymać Ctrl, tego chyba nigdy nie zrozumiem.

– EXIF po prawej stronie i miniatury wszystkich obrazów u góry ekranu to spuścizna FastStone Image Viewera, który pojawił się w moim życiu znacznie później niż Photoshop, choć wcześniej niż Premiere. I jakoś tak się dziwnie złożyło, że zdominował oba.

 

P.P.S. Jak widać po prawej stronie, w tym roku już nie można się wybrać z nami ani na Islandię, ani do Wenecji i w Dolomity, ale zachęcamy do zapisania się w Horyzontach na listę rezerwową – czasem miejsca się zwalniają. Następne w kolejności do pieczątki „brak miejsc” są „Dęby rogalińskie” (dwa wolne miejsca) oraz „Ponidzie z arabami” (4 wolne miejsca). No chyba, że wyprzedzi je praski czarny koń mechaniczny. Taki kolejowy.

 

P.P.P.S. Jeśli ktoś chciałby zrobić zdjęcie tego rodzaju, jak widoczne na górze wpisu, to zapraszamy na jesienną Toskanię. Jeszcze kilka miejsc jest. Na wiosenną już nie ma.