Dzień zaczęliśmy od sesji pod drugim najbardziej znanym niemieckim zamkiem. Pierwszeństwo w kategorii popularności dzierży bezdyskusyjnie Neuschwannstein, a zaraz za nim jest właśnie leżący na lewym brzegu Mozeli Eltz. O kultowości średniowiecznej fortecy Eltz świadczą rytuały, jakie tam odchodzą skoro świt. Koniec października, mrok, pandemia koronawirusa, a na brukowany most prowadzący do zamku pchają się kobiety, które a to tańczą, a to szykują się do odlotu.
Jak łatwo się domyślić, chodzi nie o tańce ani próby latania, ale o zdjęcia na tle słynnej budowli. Trafiliśmy na sesje realizowane zarówno telefonem, jak i prowadzone przez fotografa, który szybko i zdecydowanie komenderował modelką z czarnymi skrzydłami. Obecny kultowy status to największy sukces zamku Eltz, który funkcję obronną pełnił tylko raz, w XIV wieku i to nieskutecznie (szybko skapitulował). Od tej pory właściciele zamku (od 33 pokoleń ten sam ród von und zu Eltz) sprawnie unikali narażania zamku, ustawiając się zawsze po stronie silniejszych. W nagrodę mają gdzie mieszkać do dzisiaj – zamek przetrwał nienaruszony od średniowiecza, co jest sporym sukcesem dla fortyfikacji leżącej na dnie wąskiej doliny.
Środek dnia spędziliśmy w miasteczku Bernkastel i w jednej z pobliskich winnic. Drugi dzień degustacji rieslingów pokazał inne oblicze miejscowego winiarstwa. O ile wczoraj kosztowaliśmy wyrobów jednej z typowych lokalnych wytwórni, to dzisiaj gościł nas jeden z najbardziej znanych niemieckich producentów, mający względem swoich win światowe ambicje.
Na zakończenie dnia ćwiczyliśmy fotografię nocną jednego z miasteczek po drugiej stronie Mozeli. Jednym z fotograficznych uroków tej rzeki jest jej niewielka szerokość – leżące na brzegu miasteczka, zamki i winnice dobrze wychodzą na zdjęciach robionych z drugiego brzegu. Później jeszcze kolacja, wieczorne spotkanie warsztatowe i można zamknąć dzień.