Ostatnim etapem zimowej fotowyprawy na Islandię był przylądek Snaefellsnes. Przeskoczyliśmy więc z południowego wschodu wyspy na południowy zachód. Dzień przejazdu był przeznaczony na… przejazd, ale zdążyliśmy jeszcze zrobić popołudniową sesję przy słynnej górze Kirkjufell.
Góra Kirkjufell w bieli
Jeszcze dekadę temu było to miejsce praktycznie nieznane, dzisiaj to jedna z ikon Islandii. Zawsze się tam kręcą fotografowie, choć zimą nie jest ich wielu. 🙂 Udało się wzbogać projekt „36 widoków góry Kirkjufell„, ale było pochmurno, więc na wariant z zorzą poczekamy do przyszłego roku.
Na zdjęciach jest biało i mroźnie, ale tak naprawdę mieliśmy szczęście z tym plenerem, że pogoda po południu była zimowa. Miał być jeszcze drugi, poranny plener pod górą Kirkjufell, ale już późnym wieczorem zaczęło padać i następnego dnia wyjeżdżaliśmy w deszczu. Długo jednak w tym deszczu nie jechaliśmy, w końcu to Islandia, słynna z dynamicznie zmiennej pogody…
Droga do Reykjaviku
Dynamiczna pogoda prawie nam zresztą urwała drzwi do autobusu podczas wysiadania w urokliwej wiosce Hellnar. Wiatr tego dnia był bardzo silny (koniec z lataniem dronem), ale deszcz się skończył.
Były zresztą momenty, gdy nie wiało (dynamiczna pogoda, nie?) i zdążyliśmy sobie zrobić zdjęcie grupowe – w pełnym słońcu, a co! 🙂
Co fajniejsze, wyszło słońce. A właściwie – czasem wychodziło. Zimowa Islandia jest o tyle fajna fotograficznie, że kiedykolwiek by słońce nie wyszło, nawet w południe, to światło jest niskie i ciepłe. W zasadzie jest złota godzina przez cały dzień. Powyżej właśnie takie zdjęcie blisko środka dnia.
Zimowa Islandia – cieplejsza niż się spodziewaliśmy
Dwa lata temu nasza zimowa fotowyprawa na Islandię trafiła na najzimniejszy luty od kilkudziesięciu lat. Nie, żeby był naprawdę zimny – w dzień po prostu temperatura nie wychodziła powyżej zera, w nocy spadała do -8 stopni Celsjusza. Trochę liczyliśmy na takie warunki w tym roku, ale było wyraźnie cieplej – stąd deszcz pod górą Kirkjufell. Było też wietrznie i ślisko. Raczki bardzo się przydawały, zimowe opony z kolcami na autobusie oraz doświadczony kierowca również. I tylko raz wylądowaliśmy w rowie (ale płytko i Grzesiek dał radę z niego wyjechać).
Rzadko mieliśmy bezpośrednie słońce, ale na kilku plenerach przebijało się przez chmury, podświetlało niebo, czasem dawało kolory morskim falom, które w tym roku były wyjątkowo silne – a więc całkiem spektakularne i fotogeniczne.
Kiedy indziej krajobraz był skryty w niskich chmurach, a rozproszone światło dawałoby niskokontrastowe fotografie… gdyby nie czarne plaże, czarne skały i reszta wulkanicznego charakteru Islandii.
Zimowa Islandia to też okazja do spotkania z miejscami znajomymi z letnich fotowypraw, które w bieli wyglądają zupełnie inaczej. Można śmiało powtarzać letnie kadry i pomysły – efekt będzie inny, choć co najmniej równie dobry.
Bywały wietrzne dni, bywały deszczowe momenty, niemniej całkiem sporo dawało się polatać dronem (jak nad kanionem Fjaðrárgljúfur), więc nie taka islandzka zima straszna.
Na zimową fotowyprawę na Islandię zapraszamy na przyszły rok. Program bez zmian, wybrane plenery były bardzo fajne, warto je powtórzyć (zwłaszcza, że nigdy nie trafia się na tę samą pogodę). Będzie oczywiście plener w lodowej jaskini. Jakiej? Dziś nie sposób przewidzieć, bo nie wiadomo jak bardzo lodowiec zmieni się przez lato. W każdym razie można już zapisywać się na luty 2025, zapraszamy!