Ile to się fotografowie nakombinują, żeby piony były pionowe! Metod jest wiele. Ortodoksyjna: drabina pozwalająca wznieść się do połowy wysokości budynku. Sprytna: wproszenie się na balkonik do kogoś, kto mieszka w odpowiednim miejscu, na odpowiedniej wysokości. Oszczędna: odsunięcie się od budynku na tyle, żeby aparat ustawiony poziomo objął budowlę w całości (oczywiście, pół kadru zajmie wtedy podłoże, ale to się później obetnie). I wreszcie metoda ekstrawagancka: obiektyw tilt-shift, pozwalający wyprostować geometrię od razu w aparacie, oraz nowoczesna metoda cyfrowa, polegająca na skorygowaniu perspektywy w programie graficznym. Skoro tyle wymyślono sposobów, to musi to być ważna sprawa?
A gdyby tak pomyśleć inaczej i potraktować geometrię nie jako cel sam w sobie, ale jak środek do celu? Przecież w gruncie rzeczy nie chodzi o poprawność, tylko o wymowę fotografii. Pionowe piony są porządne, eleganckie i informacyjne. Piony zbiegające się są albo byle jakie (gdy się zbiegają nierówno albo niezdecydowanie, tak tylko troszkę) albo strzelisto-wyniosłe, patetyczne i piramidalne. A piony się rozbiegające? Aaa, to rzadki ptak, bo takie ujęcie wymaga znalezienia się powyżej fotografowanego obiektu, tak, by można było skierować aparat w dół. W ten sposób powstają ujęcia trochę baśniowe, a trochę szalone i zakręcone. Z miasteczka nad urwiskiem robi się szalona Wieża Babel, odbita w skałach na dole jak w krzywym zwierciadle, a mistrz Breughel popija kawę na tarasie.
P.S. Z okazji 6-lecia swojego wydawnictwa, do końca dzisiejszego dnia (13 maja, północ czasu amerykańskiego) David duChemin rozdaje za darmo cztery pierwsze numery swojego kwartalnika PHOTOGRAPH. Mamy, czytaliśmy, warto. Na całą resztę jego oferty jest 50% zniżki, więc jeśli ktoś ma ochotę dużo poczytać o fotografii (po angielsku), to jest okazja.