Druga fotowyprawa do Bretanii rozpoczęta – dotarliśmy do Brestu i jesteśmy już po pierwszych spotkaniach i plenerach fotograficznych. Dla Francuzów kiedyś to był koniec świata – stąd zachowana do dzisiaj nazwa tego regionu: Finisterre. No i pierwszy plener rozpoczęliśmy od wypatrywania z wysokiego klifu tego końca świata.
Petit Minou – latarnia morska z końca świata
Tak naprawdę do latarni morskiej Petit Minou nie jest daleko z Brestu, gdzie mieszkamy w pierwszej części fotowyprawy. Tę latarnię wyróżniają dwie cechy, istotne z punktu widzenia fotografa. Po pierwsze, prowadzi do niej ładna, lekko kręcona droga z mostkiem pośrodku. Po drugie, konstrukcja znajduje się poniżej klifu, a nie na jego szczycie, więc łatwo ją fotografować lekko z góry, co pozwala pokazać zarówno drogę do latarni, jak i skały poniżej.
Huelgoat – las wielu legend
Po śniadaniu pojechaliśmy na główną sesję dnia do lasu Huelgoat. Śmiało można stwierdzić, że ten las jest rekordzistą świata w liczbie legend na kilometr kwadratowy. Zwłaszcza, że tych kilometrów kwadratowych nie ma tu szczególnie wiele. Niemniej z lasem Huelgoat wiążą się legendy arturiańskie, jedna z historii o Gargantui i Pantagruelu, a z czasów jeszcze dawniejszych – celtycki mit, walką olbrzymów wyjaśniający obecność w lesie olbrzymich głazów.
Nasz plener w lesie Huelgoat potrwał ponad cztery godziny, ale to wcale nie świadczy o wielkości lasu. Pierwsze sto metrów ścieżki uczestnikom fotowyprawy zabrało ponad pół godziny. Dalej wcale nie było szybciej. Tempo marszu nie wynikało z trudności terenu, tylko obfitości motywów fotograficznych. Olbrzymie, porośnięte mchem głazy, wśród których wyrósł las, to kopalnia tematów. Same drzewa, często omszałe, o pochylonych lub powykręcanych pniach także świetnie współgrają fotograficznie, pozwalając tworzyć mroczny nastrój.
Do tego w dalszej części lasu (gdzie chyba nie wszyscy zdążyli dojść, cóż to znaczy cztery godziny na plener…) głazów jest mniej, za to ścieżka prowadzi wzdłuż strumienia. To z kolei daje pole do popisu przy wyszukiwaniu kompozycji z odbiciem w wodzie. Pogoda nam dopisała – było pochmurno, więc warunki do fotografowania w lesie były idealne, a rozproszone światło zredukowało potencjalne problemy z rozpiętością tonalną.
Podobno w lesie Huelgoat można spotkać krasnoludki i wróżki… dzisiaj z całą pewnością można było spotkać zupełnie realnych i pełnowymiarowych fotografów, którzy jednak w tej gargantuicznej scenerii wyglądali dość krasnoludkowo.
Zaczęliśmy nad Atlantykiem, kończymy nad Atlantykiem
Dzień rozpoczęliśmy od pleneru przy latarni morskiej, a kończymy zachodem słońca przy Pointe de Dinan. Tak teraz będą wyglądały najbliższe dni – ocean o poranku, ocean wieczorem.