Nadmierny kontrast bywa problemem w fotografii. Dawno temu wymyślono sprzęt, który miał pomóc sobie z tym radzić – filtry połówkowe szare. I pomagał – choć miał swoje ograniczenia. Lata mijały, ograniczenia filtrów połówkowych pozostały, ale pojawiły się nowe sposoby radzenia sobie z fotografowaniem scen o bardzo dużych różnicach jasności.
Dawno, dawno temu…
…czyli jakieś 20 lat temu sprowadziłem sobie z USA niedostępne u nas filtry połówkowe szare. Niedostępne – bo naprawdę szare, a nie trochę zielone albo wyraźnie fioletowe, jak dostępne wtedy filtry firmy Cokin. Ja kupiłem filtry połówkowe odwrotne firmy Singh-Ray. Kupiłem, używałem, rekomendowałem. Mam je nadal, ale od kilku lat używam bardzo sporadycznie. Co się zmieniło? Pojawiły się metody, które rozwiązują ten sam problem, co filtry połówkowe szare, ale robią to lepiej i wygodniej.*
Wycięcie w kształcie praskich wież
Co jest nie tak z filtrami połówkowymi? Z nimi jest wszystko ok, problem jest ze światem, gdzie rzadko kiedy granica między jasnym a ciemnym obszarem jest linią prostą. Owszem, nad morzem w trakcie wschodu lub zachodu. Owszem, gdzieś na mongolskich stepach. Pewnie jeszcze jest parę takich miejsc, gdzie nic nie wystaje nad horyzont. Gdy jednak coś wystaje (drzewo, dom, wieża, zbocze góry), filtry połówkowe stają się problematyczne w użyciu. A na razie mówimy tylko o pejzażu. Co jednak w mieście, albo w ciemnych wnętrzach z jasnymi oknami? Na jednej z edycji praskich warsztatów, gdy uczestnik przymierzał się do użycia filtra połówkowego, ktoś go zapytał: „A masz filtr z krawędzią w kształcie praskich wież?”. Poniżej HDR z katedry w Arezzo i pytanie: „jak byś tu ustawił filtr połówkowy?”. 🙂
Sytuacji, gdy technika HDR da lepszy, bardziej naturalny efekt końcowy, jest więcej niż takich, gdy filtr połówkowy będzie równie dobry. To po co w ogóle nosić filtry połówkowe, skoro częściej bracketing i składanie i tak będą skuteczniejsze?
Filtr połówkowy szary – tylko na specjalne okazje?
Zdarzają szczególne sytuacje, gdy filtr połówkowy szary jest skuteczniejszy od wykonania kilku ekspozycji i ich późniejszego łączenia. Mnie przychodzą na pamięć dwie:
– Filmowanie wschodu/zachodu słońca. Choć kamery już mają tryb HDR i potrafią w locie łączyć ekspozycje, więc to tylko kwestia czasu, kiedy filtr połówkowy będzie bezdyskusyjnie mniej efektywną techniką.
– Fotografowanie wschodu/zachodu słońca nad morzem z jednoczesnym użyciem pełnego filtra szarego. Przewaga szarej połówki w tym przypadku polega na tym, że potrzebujemy tylko jednego naświetlenia. Tymczasem przy technice HDR trzeba wykonać serię ekspozycji, każda z nich trwa dość długo (ze względu na obecność pełnego filtra szarego), a w międzyczasie słońce wyskakuje znad horyzontu albo się za niego chowa, generując dość uciążliwe artefakty na zdjęciu. Zdjęcie na górze to właśnie efekt połączenia pełnego filtra szarego z filtrem połówkowym odwrotnym Singh-Raya.
Czy przegapiłem jakieś scenariusze, które pokazałyby przewagę, jaką dają filtry połówkowe szare?
* No dobrze, te metody istniały już w głębokich czasach analogowych i nawiązywał do nich Ansel Adams w słynnym bon mocie o rozjaśnianiu i przyciemnianiu. Składanie HDR-ów w ciemni wymagało jednak sporo umiejętności i czasu. Na początku 2003 roku Ewa napisała artykuł do miesięcznika CHIP na temat ręcznego łączenia zdjęć o różnej ekspozycji, a miesiąc później premierę miał Photomatix – pierwszy program do składania HDR-ów. Początki były trudne, ale później to już poszło.