Żeby nie było wątpliwości: chodzi mi o pogodę, a nie o kolory, więc ta pomarańczowa wydma z Namibii jest jak najbardziej na miejscu w tym wpisie. No więc…
Gdy mamy ładne niskie światło, to właściwie samo się wybiega z domu z aparatem i wszystko wygląda dobrze. No OK, może prawie wszystko. A przynajmniej większość rzeczy, które nie są brzydkie tak w ogóle. Ale z pogodą jest, jak jest: nie przewidzisz, ale próbować warto, a gdy już człowiek się (próbując) potelepie gdzieś, a potem się okazuje że jest szaro, bo nie ma słońca wcale – no, to żal. A tymczasem…
W każdych warunkach da się zrobić ciekawe zdjęcia. Ba, nawet ładne. Tak zwany „brak światła”, jeśli tylko nie jest absolutną ciemnością, nie stanowi przeszkody. Stanowi natomiast wyzwanie i powód do zmiany zamiarów kompozycyjnych.
Planowałeś pofalowane krajobrazy? Zapomnij. Przy szarej pogodzie nie będzie efektu. Ale rozejrzyj się dobrze wokół siebie, a z pewnością dostrzeżesz rzeczy, które właśnie w rozproszonym świetle są warte kadru. Czasem są to po prostu trawy i zioła pod stopami, ale jeśli wolisz coś większego, to może jakieś drzewo? Albo kilka? Plus coś na pierwszy plan, na przykład pień? W rozproszonym świetle chodzi o to, żeby znaleźć obiekt – lub obiekty – o wyrazistych kształtach, które odetną się od tła. Jeśli to drzewa, to odcięcie ich od nieba jest proste: wystarczy obniżyć perspektywę. Trzciny na wodzie też się ładnie odcinają, pod warunkiem że nie są za gęste – nie ma to jak trochę pojedynczych źdźbeł, no może jakaś kępka też się nada, ale gęste trzcinowisko ma zbyt niekonkretne kształty. Wiatraki, wieżyczki, płoty – wszystko, co ma interesujący, indywidualny kontur.
Nie przejmujcie się więc, że śnieg zszedł, a niż schował słońce. Zdjęcia da się nadal robić, tylko trzeba szukać innych kompozycji. A na pofalowane krajobrazy można będzie pojechać kiedy indziej…