Wieczór nad jeziorem, Bawaria

Prawdziwa fotografia

Często słyszy się głosy tęsknoty za czymś, co bywa określane jako prawdziwa fotografia. Czysta albo prawdziwa, czyli – zdaniem tęskniących – taka bez obróbki, Photoshopa i kończąca się z wciśnięciem spustu migawki. Tyle, że to nie jest prawdziwa fotografia, tylko fotografia amatorska.

Wieczór nad jeziorem, Bawaria

„A bo w czasach analogowych…”

Kiedyś podobno zdjęć się nie obrabiało. Wciskało się spust migawki i zdjęcie było gotowe. No, wprawdzie później się je jeszcze oddawało do labu, gdzie dokonywały się jakieś magiczne zabiegi, ale z tym przecież fotograf nie miał nic wspólnego. Tyle, tak postępował tylko amator-pstrykacz. Już jednak amator z ambicjami nie zostawiał w rękach magika z labu kontroli nad zdjęciem, tylko sam ślęczał w ciemni, osobiście dokonując magicznych zabiegów. A jakie to były zabiegi? Oprócz dłuższego lub krótszego wywoływania (zarówno filmu, jak i później odbitki), co wpływało zarówno na jasność, jak i kontrast, stosowano m.in. takie zabiegi jak selektywne przysłanianie (przyciemnianie wybranych fragmentów fotografii) czy plamkowanie (analogowa wersja klonowania). Czy to nie była czysta fotografia?

„Bo kiedyś Photoshopa nie było…”

Owszem, komputerów kiedyś nie było, a gdy już były, służyły do obliczeń balistycznych, a nie edycji zdjęć. Fotografowie kiedyś ślęczeli w ciemni i w śmierdzących oparach wywoływaczy i utrwalaczy robili wszystko to, co dzisiaj robi się siedząc wygodnie przed ekranem i popijając kawę. Wszystko? Owszem, na przykład technika HDR ma już prawie 200 lat. Pierwszego HDR-a składał w roku 1855 (sic!) Gustave Le Gray. Składał oczywiście w ciemni – z dwóch negatywów, jednego naświetlonego na niebo, drugiego na dół. Efekt, czyli fotografię „Bryg” można zobaczyć (a nawet pobrać w wysokiej rozdzielczości) tutaj.

Brzask nad Hohenschwangau, Bawaria, prawdziwa fotografia

Gdzie jest prawdziwa fotografia

Argument, że fotografia powinna być „taka, jak kiedyś”, jest niezły, choć niekoniecznie przemawia on za ograniczaniem Photoshopa. Najpierw bowiem w historii fotografii byli piktorialiści, którzy pełnymi garściami czerpali z malarstwa i bez skrupułów włączali do swojego arsenału techniki malarskie. Później dopiero pojawiła się grupa F/64, której członkowie dyskutowali z piktorialistami o granicach fotografii. Dla F/64 fotografia miała mówić własnym głosem, a nie dowartościowywać się zapożyczeniami od malarzy. Tyle, że do F/64 należał m.in. Ansel Adams – legendarny pejzażysta, który był mistrzem ciemni. A w tej ciemni maskował, plamkował, selektywnie rozjaśniał i przyciemniał. Terminy „dodge and burn” pochodzą właśnie od Adamsa, a wcale nie pojawiły się dopiero w menu Photoshopa. Warto wspomnieć jeden z bon motów Ansela Adamsa: „Rozjaśnianie i przyciemnianie to sposoby na poprawienie błędów popełnionych przez Boga przy ustalaniu relacji jasności”. Czy Ansel Adams nie był prawdziwym fotografem, a jego prace to nie jest dostatecznie prawdziwa fotografia?

Każdy ma swoją fotografię

Każdy może na swoje potrzeby definiować fotografię, jaką uprawia. Można nie uznawać edycji krzywymi, klonowania (czyli cyfrowej wersji ciemniowego plamkowania) czy HDR-ów. Tak samo można nie uznawać koloru za akceptowalny środek wyrazu, filtra polaryzacyjnego czy długich czasów naświetlania. Dobrze jest dla siebie samego świadomie określić, jaką fotografię się uprawia. Każdy może z bogatego dziedzictwa fotografii wybierać te środki i techniki, które mu pasują. Dobrze jest jednak mieć świadomość, że to jest tylko wybór. Naiwne jest jednak głoszenie, że „moja fotografia to jedyna czysta i prawdziwa fotografia”.

Oba zdjęcia z Bawarii, a górne wcale nie powstało przez odbicie połowy obrazu w Photoshopie. Ale „poprawienie błędów popełnionych przez Boga” owszem, odbyło się. 🙂

A Ewa zaprasza na warsztaty tej prawdziwej fotografii, która dzieje się po naciśnięciu spustu migawki. Zarówno na edycję podstawową, jak i zaawansowaną miejsca się kończą.

  1. Problem mz polega na tym, że w dobie ogólnej dostępności oprogramowania, milionów presetów tematem dużej części zdjęć publikowanych w necie jest biegłość autora w obróbce, temat zdjęcia schodzi na dalszy plan. Przywołane naprawianie błędów jest nieraz tak nachalne, bijące po oczach, że zaczyna działać odwrotnie – odstręcza, zamiast zachęcić do oglądania. Nie mówię tu o kiepsko wywołanych hdr-ach, raczej o zdjęciach, które sam nazywam nudną perfekcją – wycyzelowanych, wygładzonych do bólu, z wyciągnietym nienaturalnie kontrastem, nadmiernie podkolorowanych itp. Ktoś kiedyś mi powiedział, że dobra obróbka to taka, której nie widać na zdjęciu i to nadal jest aktualne.

    1. Nie wiem, czy określiłbym to jako problem. Z pewnością nie bardziej niż problem wynikający z obecności światłomierza i autofokusa w aparacie, dzięki czemu nawet początkujący przeważnie robią w miarę poprawne technicznie zdjęcia. Ale jak aparat nie robi zdjęcia, tak samo presety i akcje nie robią obróbki. Tam trzeba zdecydować co i jak się fotografuje, przy obróbce – jak to ma wyglądać. Jeśli zaplanowany efekt końcowy uzyska się presetem – super. Ale jeśli nie wie się, do czego się dąży, to ani preset, ani automatyka aparatu nie pomogą.

      1. Rzecz nie w istnieniu i dostępie do narzędzi do obróbki, lecz w ich nadużywaniu i sztucznym efekcie końcowym takiego nadużywania.
        Może to nie jest problem, skoro jest to zjawisko dość powszechne, ale mnie osobiście ten kierunek ewolucji fotografii nie do końca się podoba – z przyjemnością przeglądam zdjęcia bez wspomnianych wcześniej efektów specjalnych, na pozostałe nie mam już siły i zbytniej ochoty.

        1. Bez wskazania przykładów trudno dyskutować. Owszem, widuje się przegiętą obróbkę, kontrast na maksa, dziurę HDR-ową. Nie wiem, czy piszesz o ewidentnych błędach czy o jakieś modzie (jak z dekadę temu była na draganizację wszelkich portretów).

            1. Nieumiarkowania w tej pracy faktycznie pod dostatkiem, choć w mojej ocenie, to akurat przykład nieumiejętnego fotomontażu.

  2. Można uprościć sprawę: jeśli naciśnięcie migawki kończy całą sprawę, to masz zdjęcie. Jeśli chcesz mieć fotografię, to należy trochę posiedzieć nad postprodukcją 🙂

  3. nadmierne uproszenie…nie mówię o rezygnacji z postprodukcji, ale zbyt dużym rozdzwięku między motywem przewodnim i samą postprodukcją

  4. A ja uważam, że aparat służy tyko do zebrania danych do właściwego zdjęcia, a tworzenie zdjęcia odbywa się w warsztacie fotografa, czyli obecnie przy użyciu komputera.

  5. Zgadzam się z Piotrem, że „każdy ma swoją fotografię”! Dla amatora zdjęcie kończy się z chwilą naciśnięcia spustu. Jednak rynek wymaga obecnie trochę większego wysiłku, czego przykładem jest np. fotografia stockowa. Czyli krótko pisząc – niezbędna obróbka zdjęć przed wstawieniem do banku zdjęć. klienci oczekują idealnie ostrych, żywych, poprawnie zrównoważonych kompozycji. Jak wiadomo każde zdjęcie wrzucane na stocka podlega bardzo ostrej analizie jakościowej i w przypadku wyraźnych niedociągnięć jest ze stocka usuwane. Tak więc jak to Piotr już onegdaj pisał kłania się temat „Dla kogo fotografujesz?” https://www.ewaipiotr.pl/fotografowanie/dla-kogo-fotografujesz/

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *