Dla kogo fotografujesz?

Robimy takie zdjęcia, jakie nam się podobają. Robimy zdjęcia dla siebie. Czy aby na pewno? Na początku, w pierwszych tygodniach zabawy z aparatem – z pewnością. (Inna sprawa, czy naprawdę nam się wówczas efekty podobają). Ale później, gdy zaczniemy je pokazywać znajomym, wrzucać do galerii internetowych, oglądać cudze fotografie, przeglądać albumy, chodzić na wystawy? Dalej fotografujemy dla siebie, czy staramy się dopasować do wzorców, trafić w cudze gusta, uzyskać akceptację widzów, podążyć szlakiem wyznaczonym przez wielkich?

Nie ma nic złego w inspirowaniu się cudzymi pracami, próbą gonienia mistrzów i staraniem dorównania podziwianym autorom. Jednak jak często zdjęcia są wyrazem rzeczywistej fascynacji, a jak często – wejściem w cudze buty? Robić tak, jak uznany mistrz – to znaczy robić dobrze, prawda? Prawda?! Czy nam się to podoba, czy nie. W końcu – jeśli wszystkim się podoba, to i nam powinno. Powinno?!

  1. Strasznie filozoficzny tekst 😉
    Przeczytałem raz. No, chłop ma rację.
    Przeczytałem drugi raz. Nie no, nie ma racji 🙂
    Natomiast pozostaje otwarte pytanie: po co robimy zdjęcia? Pomijając kwestię, bo to lubimy, kiedyś tacy jak ja tylko i wyłącznie „do albumu”. Żeby zatrzymać czas, utrwalić chwilę, mieć świadectwo jak dzieci rosną. Dokumentować miejsca w których byłem. I zawsze było to dążenie do tego, żeby te zdjęcia „jakoś” wyglądały. Były lepsze niż miesiąc temu, rok temu.
    W dobie internetu, gdy istnieje dużo portali fotograficznych, sam się zastanawiam ile zdjęć bym kiedyś nie zrobił, a dziś robię. Pomijam już fakt rewolucji technologicznej, gdy naciśnięcie spustu migawki w chwili obecnej prawie nic nie kosztuje.
    Czyjeś zdjęcia mogą inspirować. Zwrócić uwagę na ciekawe tematy, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. Oglądając cudze zdjęcia, gdzieś tam zostają nam w głowie jakieś „kalki”, które bardziej lub mniej świadomie wykorzystujemy.
    Czy robimy zdjęcia „pod publiczkę”? Z pewnością spora część użytkowników wspomnianych portali fotograficznych tak. Odkrywają, że jakiś sposób przedstawiania rzeczywistości, a często nierzeczywistości, znajduje „miłych” odbiorców, więc brną w ślepą uliczkę coraz głębiej. Ileż można zrobić zdjęć np. ładnym dziewczynom? Zdjęć więcej niż poprawnych technicznie, ale na dłuższą metę nudnych, nic niemówiących o tych dziewczynach poza pokazaniem ich miłej powierzchowności. Okazuje się, że bardzo dużo. Dotyczy to też innych tematów. Większość z nas robi zdjęcia coraz lepsze, osiąga jakiś „poziom”. Wdrapać się na wyższy jest coraz trudniej.

    1. Czy robimy zdjęcia „pod publiczkę”? Z pewnością spora część użytkowników wspomnianych portali fotograficznych tak.
      A możliwe, że robimy coś pod publiczkę nieświadomie, a w każdym razie bez wyrachowania? W szczerym przekonaniu, że tak trzeba, bo vox populi… 🙂

  2. Oj niedobrze, polubiłem ten blog. „Muszę” tu zaglądać codziennie. Żeby tylko nie popaść w uzależnienie.
    Już wcześniej „gdzieś’ napisałem, że fotografuję samolubnie – dla siebie. Być może jest to dewiacja fotografujących przyrodę.
    Cel? Dla utrwalenia na później, ale jeszcze bardziej dla głębszego przeżywania tego co fotografuję właśnie w czasie fotografowania, le także przed (planowanie i szukanie tematu, podchód albo czekanie) i potem − oglądając powiększenie na papierze. Ale tutaj to często bardziej wolę jednak oglądać zdjęcia robione przez innych. Wychodzi na to, że inni też robią dla mnie.
    I dalej powtórzenie z innego wątku: aparat fotograficzny jest tylko narzędziem, które pozwala mi na wtapianie się w przyrodę bardziej niż „gołe” oczy. Przed trzema godzinami wróciłem z łąki, z polowania na sarny. Nie zrobiłem im ani jednego zdjęcia, bo mnie zaskoczyły, że odpoczywały tak blisko domu w zaroślach na mojej ścieżce zdrowia. Zwykle o tej porze pasą się trochę dalej na łące. Nie zdążyłem nawet przygotować aparatu. Ale gdybym go nie miał, nie poszedłbym i nie oglądał po wschodzie słońca tego co oglądałem. Jest zatem oczywiste, że fotografuję przede wszystkim dla siebie.
    Oczywiście „przy okazji” fotografuję – jak każdy − rodzinę dla rodziny (i dla siebie).
    W trzeciej kolejności − w pewnym stopniu tematy na życzenie (np. rośliny lecznicze).
    A to, że później pokazuję coś w Internecie, na wystawie czy ukazuje się w druku to są już tylko dalsze pochodne. Nie można być aż tak samolubnym, żeby tylko „dla siebie”.

    1. Już wcześniej „gdzieś’ napisałem, że fotografuję samolubnie – dla siebie.
      Ten wpis to odpowiedź na Twoją wcześniejszą refleksję.

  3. Andrzeju, sądzisz, że powinienem przestać te groby fotografować dla własnego dobra? A Ty Piotrze co o tym myślisz? Bo prawdę mówiąc, już mi trochę koncepcji brakuje… Nie chciałbym być zaszufladkowany, choć na dfv pewnie już to się stało 😉

    1. Bo prawdę mówiąc, już mi trochę koncepcji brakuje…
      To może właśnie teraz czas na najciekawsze fotografowanie? Gdy już zrealizowałeś najbardziej oczywiste i najbliższe Ci pomysły – to trzeba sięgnąć głębiej, być bardziej twórczym, popatrzeć na to samo w inny sposób?

      powinienem przestać te groby fotografować dla własnego dobra?
      Czemu właściwie? Jeśli Cię to bawi… A z drugiej strony – to fajnie też się w czymś wyspecjalizować, jakąś dziedzinę zgłębić do końca (o ile jest jakiś koniec zgłębiania). Komercyjnie – gdyby Ci kiedyś przyszła na to ochota – to też jak najbardziej ma sens, bo jeśli ktoś będzie szukał zdjęć tego typu, to wygodniej mu będzie przeglądać kolekcję jednego fotografa, niż 1000 – każdy tylko z jednym zdjęciem tego typu.

      1. co do komercji, do 100% zgody z Tobą. Specjalizacja jest ważna. Tu kłania się Twój wywiad w DFV z dziewczyną fotografującą budowy. Znalazła sobie pewną niszę, co w końcu zaowocowało dobrym kontraktem. Mam tylko wątpliwości, co do wielkości „grobowego” rynku 😉

        1. Mam tylko wątpliwości, co do wielkości „grobowego” rynku
          Trudno powiedzieć 🙂 Istnieje np. wielka i żarłoczna nisza na zdjęcia przedstawiające aparaturę medyczną w akcji. Oczywiście niepochlapaną krwią, ale czystą, sterylną i z ładnie uśmiechniętymi pielęgniarkami, lekarzami i pacjentami. Może i nekropolie mają swoją niszę?

          1. chyba wyślę portfolio do zakładów pogrzebowych, oni na brak gotówki raczej nie narzekają i pewnie zależy im na dobrych folderach czy stronach internetowych 😉

            1. Myślałem raczej o wydawcach albumów o nekropoliach. Trochę tego przewija się przez księgarnie. Ale próbuj i tak 🙂

            2. A widzisz Piotrze, o tym nie pomyślałem. Tylko nie jestem pewny czy zdjęcia z d80 + 18-105, ewentualnie 50/1,8 spełnią wymagania techniczne fotografii albumowej. Tam chyba jakość to bardzo ważne kryterium

            3. Jak widzę zdjęcia, które są publikowane w albumach, to nabieram przekonania, że czasem komórka spełnia to techniczne kryterium…

  4. Myślę że fotografuję dla siebie, kiedy tylko sam oglądam zdjęcia. Ale to nienaturalne! Zdjęciom, jak życiu tlenu, potrzeba audytorium. Nie można robić zdjęć „do szuflady”, to nie ma sensu! Jeśli je wypuszczam (wysyłam rodzinie, do galerii, na konkurs) zaczynają żyć własnym życiem. Nie wiem dla kogo robię – ich wartość mi to powie! Ja czuję wewnętrzną potrzebę utrwalania tego, co widzę, przeżywam. Po co? Może coś tym zmienię, może zmienię siebie? To przygoda na niekończącej się drodze…

  5. Ja fotografuję dla siebie. No, może jeszcze dla jakiegoś wyimaginowanego, wymarzonego odbiorcy (może dla Was 😉 Bo niestety ludziom w moim otoczeniu nie podobają się moje zdjęcia – są już za mało kiepskie, a oni wolą zwykłe pstryki 🙁

  6. Coś mi się ponaciskało nie tak jak chciałem i kawałek komentarza wypłynął z mojego komputera w sposób kompletnie niekontrolowany 🙁
    Wydaje mi się, że fotografuję dla siebie. Pomyślałem nad tym zdaniem i doszedłem do innego wniosku. Najlepsze fotografie, które „zrobiłem dla siebie” to te, kiedy nie miałem aparatu. Pamiętam fantastyczne, stracone okazje, chwile nie do powtórzenia, które pięknieją z każdym dniem, miesiącem, rokiem… Niestety tych pokazać nikomu nie mogę 🙂
    Całą resztę zdjęć robię przeważnie z dwóch powodów.
    Pierwszy, bo chcę się podzielić ulotnymi momentami z rodziną i znajomymi. Czasem uznaję, że warto coś pokazać szerszej widowni w ten sposób sprawdzając się jako „twórca” (daje to również, na podstawie komentarzy, możliwość samokształcenia).
    Drugi powód bardziej suchy, pozbawiony wielkich emocji, to archiwizacja codzienności. Kiedy patrzę na najbliższą okolicę, obserwując zachodzące zmiany robi mi się po prostu żal, że za kilka lat zapomnę jak to było. A przecież z konkretnymi miejscami łączą się konkretne wspomnienia, które warto mieć na podorędziu „when I’m sixtyfour” jak śpiewali klasycy.

    1. Drugi powód bardziej suchy, pozbawiony wielkich emocji, to archiwizacja codzienności. Kiedy patrzę na najbliższą okolicę, obserwując zachodzące zmiany robi mi się po prostu żal, że za kilka lat zapomnę jak to było.
      To jest ciekawe, ale wymaga żelaznej dyscypliny. Jeśli zdjęcia z różnych okresów będą pokazywały nieco inne miejsca z nieco innej strony, to upływu czasu trzeba się będzie raczej domyślać. Najciekawsze są identyczne kadry, które dzieli kilka czy kilkanaście lat, ale to trzeba sobie zaplanować, pilnować i pamiętać, by zrobić to samo ujęcie co dekadę czy dwie temu. No i znaleźć tę fotkę sprzed lat.

  7. A wracając to tematu artykułu, to mi się wydaję, że owszem, fotografuję dla siebie, ale jednak trochę pod kątem znajomych, którzy moje fotografie oglądają. Bo w sumie co to za radość, zrobić zdjęcie, które tylko ja sam pojmuję, i nie móc z nikim o nim rozmawiać, bo każdy tylko głową pokiwa i powie z grzeczności: „no tak, bardzo fajne, masz jeszcze jakieś inne może?”

    1. Ja to załatwiam na etapie selekcji zdjęć do prezentacji. Trochę inne zdjęcia pokazuję rodzinie uświadomionej fotograficznie, a trochę inne – tej nastawionej tylko na obrazkowe pamiątki. Faktem jest, że z doborem materiału dla tej ostatniej grupy miewam problem.

  8. Dla mnie zaś i tak największa satysfakcja i radość jest gdy fota podoba się zarówno tym „uświadomionym”czyli np. w galerii DFV ale i rodzinie/znajomym dla których przesłona, ekspozycja itp. dotyczyć równie dobrze mogą plam na słońcu jak i obróbki skrawaniem. Tylko wtedy tak naprawdę odczuwam satysfakcję i dostaję kopa do dalszej zabawy. Szkoda ze niezbyt często:/

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *