Kabelek jak kabelek – żeby dawał radość, trzeba mu coś z obu stron przypiąć. Z jednej strony przypinamy aparat, z drugiej lampę błyskową. Do tego jeszcze barwne filtry na lampę i Upliscyche robi się z lekka psychodeliczne. Sposób użycia jest prosty: aparat na statyw, lampę błyskową (połączoną z aparatem kabelkiem) w dłoń i robimy zdjęcia, kierując lampę w różne fragmenty skalnej ściany. Później sobie można te zdjęcia poskładać, malując przejścia między kolorami i mamy gruzińskie Skalne Miasto w odlotowych barwach.

Upliscyche

Można też bez kabelka. Radiowy zestaw nadajnik-odbiornik będzie nawet wygodniejszy, ale kabelek jest tańszy. Kiedyś coś podobnego zrobiliśmy stosując głosową synchronizację na „raz, dwa, trzy, pstryk!” i nawet działało, ale tylko pod warunkiem, że czasy naświetlania są co najmniej średniodługie – jednoczesne wciśnięcie spustu migawki i przycisku test na lampie w ciągu 1/80 sekundy wymaga refleksu szermierza. Jest jeszcze synchronizacja optyczna, czyli lampa na aparacie błyska i odpala lampę zdalną, ale wymaga to, aby lampy się „widziały”, co bywa… uciążliwe, delikatnie mówiąc. Zdjęcie na dole powstało właśnie z użyciem komunikacji optycznej lamp i jego przygotowanie trwało ze 20 minut, podczas gdy składowe do kabelkowego zdjęcia górnego powstały w kilka sekund. Niestety, kabelki nie są nieskończone i nie wszędzie sięgną.

Zabawa z malowaniem światłem odbyła się w trakcie fotowyprawy do Gruzji. Po prezentacji jak to się robi zostawiliśmy lampę i kabelek uczestnikom i ruszyliśmy dalej przez Upliscyche. Lampa i kabelek do nas wróciły, a baterie w lampie były zupełnie zdechnięte, co świadczy, że fotowyprawowicze podzielali radość z kabelka.

Upliscyche

  1. Kabelek – bardzo chętnie. Pod warunkiem, że jak do Canona, to nie oryginalny. Są krótkie i tak sprężynujące (typ telefoniczny), że jak kiedyś miałem obok siebie statyw z lampą, to odsunięcie się od niego na więcej niż 30 cm sprawiało, że musiałem siedzieć na podłodze i nogą trzymać lampę – inaczej na mnie leciała. 😛 Już wolę plączące się pod nogami proste kable tanich zamienników. One przynajmniej nie zamieniają statywu z lampą w procę z angry birdsem. 😀

    1. Zdecydowanie nieoryginalny. Jest wówczas do wyboru w różnych długościach, odmianie sprężynującej i prostej.

  2. CLS Nikona sprawdza się w takich miejscach znakomicie. Na dodatek można wyzwalać kilka lamp jednocześnie 🙂

    1. CLS ma te same wady co iTTL Canona – lampy muszą się widzieć, fotografując pod słońce (jak na górnym zdjęciu), sterownik musi być na tyle mocny, żeby błysk był widoczny w silnym świetle zastanym, zasięg jest ograniczony.

      1. Jeżeli lampa stoi w cieniu, aparat też, to błysk sterujący w podczerwieni odbije się od ściany albo sufitu i powinien dotrzeć do lampy. Jak nie, to trzeba użyć lusterek, blend albo kabelka.

        1. Powinien dotrzeć… No chyba, że lampa jest za daleko, ściany nie odbijają tak, jak powinny albo następuje inny problem. W tej dolnej jaskini udało się lampy komunikować optycznie, ale ustawianie, żeby się widziały, trochę trwało. Odbijanie od tych ścian nie działało.
          System lusterek brzmi interesująco, chętnie bym coś takiego zobaczył w praktyce. Coś jak zawody w przewracaniu kostek domina? 🙂

  3. Wystarczy poćwiczyć na pilocie od wieży 😛
    Wieża z kolumnami stoi w ostatnim pokoju, a ja w kuchni na drugim końcu mieszkania z pilotem w ręku i chcę mieć możliwość regulacji głośności i zmiany kanałów. Pilota kieruję w stronę przedpokoju. Tam jest odpowiednio postawiona biała kartka A4 z bloku technicznego, która odbija promień podczerwieni w kierunku drugiej kartki, odbijającej promień w kierunku dużego pokoju. Tam jest trzecia kartka kierująca promień do wieży. I wszystko działa 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *