No to wróciliśmy, a Sławek nawet zdążył już relację zrobić. My na razie próbujemy ogarnąć przywiezione zdobycze. Zdobycze widać powyżej w postaci klasycznej swaneckiej wieży na tle góry (Sławek mówił, co to za góra, ale nie pamiętam). Ja miałem cięższy palec i przywiozłem 31 GB, Ewa mimo większych plików ma tylko 28 GB. Teraz wystarczy to przejrzeć, uporządkować, wybrać właściwe, usunąć niewłaściwe i pokazać, co trzeba.
Gruzja okazała się krajem bardzo przyjaznym dla fotografów, z bardzo życzliwymi ludźmi (Grzesiek i Eryk na jednym z postojów tak sprawnie nawiązywali relacje z miejscowymi, że zapewnili nam pokaz śpiewanych toastów. Mocna rzecz.). Jednak najfajniejsze miejsca są dość trudno dostępne. Do Batumi zaczynają latać czartery z Polski, ale do Uszguli nadal trzeba się telepać samochodami terenowymi, choć widzieliśmy takich, co docierali tam rowerem lub pieszo, więc można i bez jeepa 🙂 . Poniżej Beata, Sławek i Arek idą pieszo do Cminda Sameba. I tak będą szli już zawsze, bo z fotowyprawy kiedyś trzeba wrócić, ale chwile uchwycone na zdjęciach zostają.