To samo miejsce (z dokładnością co do centymetra), ta sama chwila (z dokładnością do pół minuty), te same ustawienia, dwa bardzo różne zdjęcia. Jak to się stało?
Oczywiście, na tym poziomie ogólności odpowiedź jest łatwa: jedno jest poziome, drugie pionowe. Żadna filozofia. Wiadomo, że ujęcia pionowe wyglądają inaczej niż poziome. Bo są pionowe, no.
Spróbujmy jednak bardziej się wsłuchać w wymowę obu fotografii. Górne zdjęcie to po prostu tekstura, zrobiona z zaśnieżonego lasu. Urocza, nastrojowa i bardzo zimowa, ale płaska. Grubsze pnie, cieńsze pnie, trochę jeszcze cieńszych, skośnych gałązek, ale głębi tu nie ma. Obraz jak malowany, i to malowany na płaskim kartonie.
Dolne, pionowe zdjęcie daje inne wrażenia. Wciąż jest to uroczo zaśnieżony las, ale widać, że drzewa się oddalają. Jedne są bliżej, inne stopniowo coraz dalej; cały las zyskał przestrzenność, trójwymiarowość, dalsze drzewa są mniejsze – oho, zaczyna być widoczna perspektywa!
Zaraz, zaraz… od czego to była zależna perspektywa? Od pozycji fotografującego i kąta widzenia? Hmm. Pozycja fotografującego nie zmieniła się ani na jotę. Aparat został tylko obrócony z poziomu do pionu, a że obejma mocująca go do statywu była na obiektywie, to obiektyw nie ruszył się wcale. Kąt widzenia też się nie zmienił – tu i tam mamy ogniskową 100 mm, na tym samym aparacie. Gdyby ktoś się zastanawiał: przysłona też pozostała ta sama, f/8. Osoby wnikliwe mogą sobie posprawdzać, że wzajemny stosunek obiektów na zdjęciu – czyli drzew – się nie zmienił. Co było zasłonięte na jednym, jest też na drugim. To jak to jest?
Wyjaśnienie tego fenomenu jest dość proste, jeśli wziąć pod uwagę, że kąt widzenia jest inny w pionie, a inny w poziomie. Zdjęcie poziome obejmuje tylko kawałki pni na tym odcinku, kiedy są one równe długością – różnią się grubością, ale ta różnica nie wprowadza głębi w sposób niewątpliwy, bo przecież cienkie drzewa mogą też być na pierwszym planie, a wyjątkowo grube w tle. To, że obejmuje więcej pni, to wiele nie zmienia. Zdjęcie pionowe natomiast pokazuje, gdzie się pnie zaczynają i kończą: zaczynają się w śniegu, w różnej odległości od obserwatora, a kończą na niebie, i też widać że kolejne ich fale sięgają coraz niżej, więc są coraz bardziej oddalone. Płaski obraz po obróceniu aparatu stał się przestrzenny.
Wniosek? Pionowe kadrowanie przydaje się nie tylko do pokazania wysokości. Daje też pewne efekty uboczne, które mogą być pożądane. Unikanie pionów zubaża fotografię.