Szybkie piwo, warsztaty Rogalin

Warsztaty fotograficzne: Rogalin 2018

Dęby Rogalińskie o zmierzchu, warsztaty fotograficzne Rogalin

Tegoroczna edycja warsztatów fotograficznych w Rogalinie była tyleż owocna, co trudna. A wszystko to za sprawą pogody, bo arktyczny niż przyniósł zarówno rekordowo niskie temperatury (zwłaszcza o wschodzie słońca), jak i fantastyczne niebo. Po raz pierwszy chyba wszystkie cztery plenery na łęgach miały piękne światło.

Inne niebo na każdym plenerze

Weekend wykorzystaliśmy do cna. Dwa wschody i dwa zachody słońca na nadwarciańskich łęgach przyniosły różne, ale za każdym razem ciekawe światło. Ani razu nie mieliśmy pełnego zachmurzenia, choć chmurki bywały – tak tylko trochę lub trochę bardziej, akurat w sam raz, żeby słońce miało przez co przeświecać. Najbardziej spektakularne niebo było w piątkowy wieczór (fotografia na górze). Później chmurki były raczej wyizolowane i pojedyncze – akurat takie, żeby zachodzące słońce je pięknie podświetliło.

Dęby Rogalińskie o świcie, warsztaty fotograficzne Rogalin

Zupełnie bezchmurny był tylko niedzielny poranek. Przez to sam wschód słońca i poprzedzający go kwadrans nie był szczególnie widowiskowy, za to od pierwszych chwil dnia niskie światło pięknie iluminowało dęby.

Wpadka za wpadką

Choć przez cały weekend mieliśmy solidne mrozy, w niedzielny poranek sięgające nawet -15 stopni Celsjusza, to jednocześnie był problem z lodem. Problem polegał na tym, że lodu było stanowczo za mało, a ten, który był, często okazywał się zbyt cienki i kruchy. Wszystko przez to, że silne mrozy pojawiły się ledwie kilka dni przed naszymi warsztatami i strumienie oraz bajorka na łęgach nie zdążyły dostatecznie zamarznąć. Zdążyły za to zamarznąć niedostatecznie, co w połączeniu z gęstą leżącą trawą oraz trzciną porastającą brzegi zbiorników tworzyło paskudne pułapki. Kilkoro uczestników warsztatów (w tym wyżej podpisany, ale nie ostrożniejsza Ewa) miało nieprzyjemność trafić na miejsca, gdzie pod trawą kryły się kałuże lub strumienie. Krok do przodu, trzask pękającego lodu i woda wlewająca się do buta stanowiły wyraźny znak, że był to jeden krok za daleko. W porównaniu z warunkami, jakie mieliśmy podczas trzech dni w Rogalinie, to tydzień na Lofotach był błahostką.

Dużo łatwiej było na warsztatach rok wcześniej, gdy wszystko było tak zamarznięte, że przez strumienie i jeziorka po prostu chodziliśmy na przełaj.

Szybkie piwo, warsztaty Rogalin

Przerwa na piwo

Nie samymi pejzażami warsztaty fotograficzne w Rogalinie żyją. Środek dnia, nawet przy niskim lutowym słońcu, nie jest szczególnie atrakcyjny, więc sobotnie południe spędziliśmy w Browarze Wielkopolskim. Spędziliśmy je oczywiście na fotografowaniu. Potężne miedziane kopuły w warzelni to kopalnia wizualnych motywów. Dużym powodzeniem cieszyły się też rzędy miedzianych kranów. Fotografowanie fotografowaniem, ale degustacja też się oczywiście odbyła. Zdjęcie powyżej nie zostało wykonane pod wpływem, nawet jeśli na takie wygląda. 😉

W rogalińskim pałacu, warsztaty fotograficzne

Pałac w Rogalinie po raz pierwszy

Niedzielne południe i ostatni zarazem punkt warsztatowego programu to sesja w pałacu w Rogalinie. Była to nowość w naszym programie warsztatów w Rogalinie. Warunki w pałacu znowu były wyzwaniem dla uczestników, bo w samym pałacu nie wolno używać statywu, a wnętrza nie są wcale tak jasne, jakby mogło się wydawać.

Wieczory wypełniły nam spotkania. Podczas pierwszego, w piątek, to my pokazywaliśmy i omawialiśmy fotografie, w sobotę dyskutowaliśmy nad świeżymi zdobyczami uczestników warsztatów.

Do Rogalina wrócimy za rok, choć trudno nam teraz podać datę następnej edycji warsztatów. Będziemy je musieli zmieścić obok fotowypraw na Lofoty i zimową Islandię.

  1. Zdjęcie drugie wygląda jak misterny arras – super.
    A zdjęcia robione pod wpływem należy oglądać też pod wpływem – wszystko się wyrównuje i wraca do normy 🙂

    1. Dzięki Maćku. Właśnie ustalamy, kto nas dostarczy do jaskiń lodowych. Można ustalić kto, natomiast nie da się z wyprzedzeniem ustalić do jakich jaskiń, bo część z nich latem się zawala, a za to odkrywają się nowe.
      Będziemy Cię informować, jak tylko fotowyprawa będzie gotowa!

  2. Groty lodowe aby skończyły się sukcesem fotograficznym będą kosztowne. Cena powinna zagwarantować jakość groty i małą ilość obecnych fotografów. Tu oszczędzanie nie ma sensu bo skończy się na marnej, niefotograficznej grocie. Przy wyborze przewodnika winien być spełniony warunek „wyprawa dla fotografów”.
    Einar Runar cenił sobie taka w tym roku całodzienna wyprawe za ISK 45 000. W czas wliczyć trzeba dojazd. Link podałem.
    Islandzki fotograf Iurie Belegurschi oferuje 2,5 godz. wyprawę za US$ 210.00
    Ale w 2017 roku czytałem niestety jedna negatywną opinie o jego wyprawie.
    Wszyscy poważni przewodnicy GWARANTUJĄ OGRANICZONĄ ilość osób w grocie – ok. 5 osób.
    Chodzi o to aby w grocie nie było za dużo ludzi, bo tłok zniszczy niesamowite widoki/piękno groty.
    Tu widze sprzeczność/problem organizacyjny. Nie wiem jak pogodzicie ten warunek, znając ilość osób w wyprawach Horyzontów – rzędu 20 fotografów. Powyższe pisze bo byłem już w takiej grocie, ale było to po prostu nieporozumienie.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *