Krajobraz to fascynująca rzecz. Niby nic się w nim nie zmienia, góry stały jak stoją, budynki przeważnie też, pola, lasy i łąki z rzadka tylko zmieniają swój wygląd. A jednak…
Wystarczy, że zmieni się pora dnia, układ chmur, ba – nawet kierunek, z jakiego patrzymy, a już cały świat wygląda zupełnie inaczej. Nie wszyscy to zauważają. „No owszem, to ładna góra, ale masz ją już na chyba dwudziestu zdjęciach! Po co ci następne”? – Znacie takie teksty? Trzeba być fotografem albo malarzem, żeby docenić wizualną ulotność czegoś tak trwałego jak góry. Albo jak takie na przykład katedry. Monet malował dwadzieścia razy tę samą katedrę w Rouen, o różnych porach, w odmiennych warunkach atmosferycznych. Powstał cykl obrazów, na których budowla ma wciąż ten sam kształt, ale wygląda zupełnie inaczej*. Nie potrzeba ani malarskiej fantazji, ani Photoshopa, żeby ten sam obiekt na zdjęciach wyglądał różnie. Wystarczy przyjść kiedy indziej…
Góry mogą być złociste i delikatne jak te na górze, a mogą też być surowe, zimne i szorstkie, jak te poniżej. Mogą być wspaniale barwne albo niemal czarno-białe, i bynajmniej nie jest to kwestia rodzaju skały. Wszystko to zależy od światła, a światło należy w fotografii wykorzystywać, a nie z nim walczyć. Dlatego też, nawet jeśli pokusa jest silna, nie warto próbować dokolorowywać scen, które są z natury monochromatyczne ani dodawać drapieżnej szorstkości krajobrazom skąpanym w miękkim świetle. Jak wyglądają góry, to wiadomo – jeśli nie z czego innego, to choćby z podróży googlowego samochodzika. Wciąż jednak na nowo warto pokazywać, jakie wrażenie zrobiły na fotografującym tam i wtedy, tego dnia, o tej porze, gdy tak układał się śnieg, a tak światło.
* Ciekawe, czy ktoś mu mówił: „Po co siódmy raz malujesz ten sam kościół, poprzednio wyszło ci wystarczająco dobrze”?