Wiatraki La Manchy, Hiszpania

Pożegnanie z Hiszpanią

Wiatraki La Manchy, Hiszpania

Od wiatraków się zaczęło, wiatrakami się kończy. Po drodze na madryckie lotnisko spędziliśmy noc na wyspie, której gubernatorem był ongiś Sancho Pansa. Wprawdzie nie była to wyspa (co się zresztą zgadza z książkowym pierwowzorem), tylko hotel, ale to tym lepiej. Jak przystało na La Manchę, w okolicy znalazły się dwie grupy wiatraków. Jedną z nich fotografowaliśmy o zachodzie słońca, a drugą o wschodzie. Hiszpania widocznie nas polubiła, bo pięknie się zarumieniła na pożegnanie naszej grupy – jak widać na górnym zdjęciu.

Wiatraki La Manchy, detal. Hiszpania

Na samolot zdążyliśmy na spokojnie, mimo ułańskiej (a może donkiszotowskiej?) fantazji naszego hiszpańskiego kierowcy, który z upodobaniem okrążał każde rondo po dwa razy („I jeszcze jeden, i jeszcze raz” – śpiewała grupa. Może lubił jak śpiewamy?). A teraz już przyszła pora pożegnać się z paellą, wieprzowiną po iberyjsku, wzgórzami Andaluzji, wiatrakami i cudami mauretańsko-iberyjskiej architektury. Przynajmniej na razie, bo jeszcze tam wrócimy. Żeby czekanie się nie dłużyło, poniżej jeszcze jedno spojrzenie na niesamowicie zdobione kolumny Alhambry. Kto nie widział Alhambry, nie widział niczego.

Alhambra, Andaluzja

A z wiatrakami żegnamy się tylko do kwietnia, ale wtedy to będą zupełnie inne wiatraki.