Piąty i szósty dzień andaluzyjskiej fotowyprawy to coś zarówno dla miłośników pejzaży, jak i fanów architektury. W środę spędziliśmy kilka godzin wędrując po El Torcal de Antequera – rezerwacie przyrody nieco podobnym do naszych Gór Stołowych, ale bardziej rozległy. Lasów tu niewiele, wąskich przejść skalnymi kanionami też niedużo, więc widok na efektownie zerodowane formacje skalne jest szeroki. Silnie pocięte skały często są częściowo skryte w chmurach (i to pomimo bezchmurnej pogody tuż za granicą rezerwatu!). Jest pomysł na mroczny nastrój? Wystarczy poczekać chwilę, aż przywieje chmury. Ma być zdjęcie w żywych barwach? Potrzebna chwila cierpliwości, aż wiatr rozwieje te chmury z powrotem.
Szlak prowadzący przez El Torcal de Antequera jest łatwy, ale jego pokonanie w fotograficznym tempie może zająć parę godzin.Idzie się wolno bardziej za sprawą wizualnej atrakcyjności terenu niż trudności w pokonywaniu go.
Tego samego dnia na wieczorną sesję zajrzeliśmy do ostatniego z odwiedzanych „pueblos blancos” – tym razem było to mało popularne wśród turystów Montefrio. A następnego dnia przenosimy się do zupełnie innej bajki.
Alhambra to rzeczywiście bajka – taka z 1001 nocy o wschodnich pałacach kipiących od ornamentów, łuków, smukłych kolumn, basenów na dziedzińcach i rozległych ogrodach wokół. Zwłaszcza pałac Nasrydów to kwintesencja wyobrażeń o bajkowym Wschodzie.
Fotografuje tam się łatwiej niż w Mezquicie, przede wszystkim przez to, że światła jest sporo, a większość dostępnych pomieszczeń to otwarte dziedzińce. Owszem, jest kilka sal, gdzie f/4 i ISO 3200 daje raptem 1/40 sekundy, a do tego silny kontrast uniemożliwia zarejestrowanie całości w jednym naświetleniu. Statywy oczywiście zakazane, zresztą nawet nie da się ich wnieść – trzeba je zdać do przechowalni bagażu razem z plecakiem czy większą torbą (pasy z kaburami nie wzbudzają oporu obsługi).
Największa trudność to dostać się do tego pałacu. Liczba sprzedawanych biletów jest limitowana, do tego możliwość kupienia z wyprzedzeniem i przez internet sprawiają, że nie da się tak po prostu przyjechać, kupić biletu i pozwiedzać. Nasza grupa miała bilety kupowane z wielotygodniowym wyprzedzeniem, a i tak większość mogła wejść do pałacu Nasrydów o godzinie 13, ale dwa bilety były na 13.30 – bo wcześniejsza pula była wyczerpana. Jak łatwo się domyślić – turystów tu sporo, cały czas jest kolejka do wejścia (i to kolejka osób z biletami). Tłoku w środku jednak nie ma. Owszem, cały czas grupa czy dwie turystów są w zasięgu wzroku, ale limity biletów są tak dobrane, żeby nie trzeba było się przepychać. Jeśli ma się nieco czasu i cierpliwości to można nawet wyczekać moment, gdy w wybranej sali lub bramie nikogo nie ma. A nawet jeśli akurat obok wędrują jedna z drugą wycieczki z przewodnikami, to i tak jest co fotografować: ornamenty na ścianach i kolumnach są tak fantastycznie bogate i zróżnicowane, że miłośnik detali może tam ugrzęznąć.
Oprócz pałacu Nasrydów i ogrodów atrakcji jest tam więcej, na przykład pałac Karola V (na zdjęciu powyżej) czy twierdza Alcazaba.