Pustynia Sharqiya, zwana też za brytyjską kartografią pustynią Wahiba, to miejsce naszego najdłuższego pleneru podczas fotowyprawy do Omanu. Z krótkimi przerwami (dla niektórych uczestników bardzo krótkimi), fotografowaliśmy tu przez prawie dobę. Najpierw zaliczyliśmy przejazd w stylu „mini Paryż-Dakar”, wjeżdżając na 40 kilometrów w głąb pustyni, a później fotografowaliśmy, fotografowaliśmy i fotografowaliśmy. Była też kolacja, śniadania i odrobina snu. Najpierw popołudnie i zachód słońca nad diunami pustyni Sharqiya, później dwie godziny z gwiazdami, a wreszcie świt.
Fotografowanie na aspirynę i wykałaczkę
Od czasu pierwszej fotowyprawy do Maroka i chmur nad Erg Chebbi nigdy już nie obiecuję fotografowania gwiazd. Oczywiście, zawsze liczę, że w takich oddalonych od cywilizacji miejscach, znanych z suchego klimatu, będą warunki dla takiej sesji, ale zawsze jest lekka niepewność, czy pogoda nie wytnie nam numeru. Tym razem się udało, niebo było fantastycznie rozgwieżdżone, udało się też znaleźć jakiś pierwszy plan dla pędzących w tle gwiazd.
Pojawiły się za to dość nietypowe problemy – dwoje uczestników nie miało jak zablokować spustu migawki w swoich aparatach, co jest niezbędne dla interwałowej fotografii nocnego nieba. Z braku wężyków i odpowiednich funkcji w menu aparatu, zbiorowa mądrość fotowyprawowiczów wpadła na pomysł, aby jeden spust migawki zablokować w pozycji wciśniętej za pomocą… wykałaczki, a drugi poprzez wgniecenie spustu… tabletką aspiryny przyklejoną do obudowy aparatu plastrem opatrunkowym. Jakkolwiek by to głupio nie brzmiało – zadziałało. No i nie należy lekceważyć roli apteczki w fotografii krajobrazowej.
Grupa dzielnie wytrzymała dwie godziny nocnego naświetlania nieba, choć trzeba też przyznać, że owo „wytrzymywanie” było łatwiejsze na pustyni Sharqiya niż na pustyniach Maroka czy Jordanii. Temperatura w nocy spadła do rześkich 20 stopni Celsjusza, więc było łatwiej niż na Erg Chebbi czy Wadi Rum, o nocnych przymrozkach gór Siemen w Etiopii nie wspominając.
Luksusy na pustyni Sharqiya
Sesja na pustyni w Omanie była wyjątkowa jeszcze pod innym względem. Nie dość, że w nocy dość ciepło (a przynajmniej daleko od przeraźliwego zimna innych pustyń), to jeszcze camp „1000 Nights” standardem przypomina przyzwoity hotel, a nie obóz wśród 200-metrowych wydm. Nie dość, że na terenie campu do dyspozycji mieliśmy restaurację, to jeszcze parę kroków od domków-namiotów (z łóżkami i pościelą!) stały toalety i łazienki z prawie ciepłą wodą. No dobra, woda była bardziej „nie do końca zimna”, ale możliwość wykąpania się po wspinaczce na wydmę to wspaniała rzecz. To teraz możecie docenić, jakim poświęceniem się wykazaliśmy, ruszając się z „1000 Nights”, żeby wspinać się na strome wydmy pustyni Sharqiya czy spędzać noc pod jakimś drzewem, zamiast w barze.
Więcej zdjęć z pustyni Sharqiya w Omanie będzie się oczywiście pojawiać, ale jeśli ktoś sam chciałby pofotografować piękną pustynię, to niedługo będziemy zapraszać na fotowyprawę do Jordanii, gdzie czeka wspaniała Wadi Rum.
Uwaga, uwaga! Black Friday – 50% w Galaktyce odbędzie się w dniach 23-27 listopada.
Kupując Kolor bez tajemnic https://www.galaktyka.com.pl/