Zaczynanie podróży po Maroku od Casablanki jest bardzo dobrym pomysłem. To jednak naprawdę jest miasto po części europejskie, a tylko po części arabskie. Nienachalni sprzedawcy, mieszkańcy pozujący do zdjęć – może nie zawsze i nie wszyscy, ale zdecydowanie chętniej niż w Marrakeszu, a do tego chętnie i bezinteresownie wdający się w żartobliwe pogawędki z turystami.
Suki Casablanki nie są aż tak obszerne jak te w Marrakeszu, ale nadal bardzo barwne, pełne kolorowych zaułków i nie mniej barwnych mieszkańców. Zaćmienie słońca przeszło niezauważone, choć go wypatrywaliśmy, za to po południu zaczęło się widowisko. Spacer przez suki był bardzo fotogenny, a jeszcze wieczorem był monumentalny meczet Hassana II – równie wspaniały po południu, jak i po zachodzie słońca. To był chyba jedyny znany mi budynek, którego oświetlenie włączono dokładnie w momencie zachodu słońca – o lepszym zrównoważeniu świateł trudno pomarzyć.