Od dwóch dni sens używania statywu bywa co najmniej wątpliwy. Owszem, jest zachmurzenie, a rozproszone światło jest delikatne i mało intensywne, więc wsparcie aparatu jak najbardziej by się przydało, ale… silny wiatr powoduje, że nawet najbardziej solidny statyw, nawet dociążony, nie gwarantuje dobrych jakościowo zdjęć. Co więcej, przy trójnogu trzeba cały czas zachować czujność, bo podmuchy są tak silne, że mogą wywrócić aparat razem ze wsparciem. Z poprzedniego dnia mamy kilka zdjęć nieudanych, bo poruszonych, mimo porządnego statywu i zachowania staranności – większość to próby wykorzystania dłuższych, wielosekundowych ekspozycji. Bezpieczniejsze okazywało się fotografowanie z ręki na podniesionym ISO, choć to oczywiście ogranicza możliwości twórcze.
Dzisiaj nadal wieje, choć mniej intensywnie, a wieczorna sesja na wybrzeżu nawet pozwoliła na kilkuminutowe naświetlania (powyżej – 154 sekundy z filtrem polaryzacyjnym i szarym ND64, ze statywu oczywiście). Pogoda się powoli poprawia: wiatr słabnie i prawie dzisiaj nie padało. Nadal jest pochmurno, o zorzy nie ma co wspominać, ale liczymy, że każdy następny dzień będzie lepszy.
My tu mamy prawie upały (8-9 stopni powyżej zera), ale na otaczających górach nadal śnieg i zamrożone wodospady, jak na zdjęciu powyżej.