Ostatni dzień na Wadi Rum to pełne spektrum atrakcji pogodowych. Po porannym wschodzie słońca połączonym z efektownym zachodem Księżyca (pełnia!), po południu mieliśmy lekką burzę piaskową, która poprzedzała burzę z deszczem.
Dzień jak co dzień na Wadi Rum
Fotograficzny dzień na pustyni ma swój rytm. O piątej rano ruszamy samochodami terenowymi na wschód słońca. To etap wymagający najwięcej samozaparcia. Nie tylko trzeba wstać wcześnie rano, ale też sama podróż terenówkami jest dość wymagająca. Przed świtem jest zimno, w kabinie są tylko dwa lub trzy miejsca, więc mniej więcej połowa uczestników fotowyprawy jedzie na pakach. Zresztą miejsce w kabinie też trudno zaliczyć do luksusów, bo w trakcie jazdy odkręcone są okna, aby szyby nie zaparowały.
Wschód słońca o 6 rano, później jeszcze dwie godziny fotografowania pejzaży Wadi Rum, a gdy słońce wzniesie się zbyt wysoko i światło staje się płaskie – wracamy na śniadanie. Trzeba przyznać, że śniadania są ciekawe: świeżo pieczona, jeszcze gorąca pita i rodzaj naleśników pełniących rolę chleba, świetny humus, pasta z bakłażanów, liczne sałatki, jajka smażone wedle życzeń.
Środek dnia jest fotograficznie martwy, więc można wówczas się zregenerować, a także przejrzeć i wybrać zdjęcia na wieczorną dyskusję. Zbiórka zdjęć o 13, a o 14 wyruszamy na wieczorny plener – w listopadzie zachód słońca następuje już około 16.30. Po 17, gdy już resztki światła słonecznego przestają barwić kolorowo chmury, rozpoczynamy powrót terenówkami do obozu. Tu czeka nas obiadokolacja oraz wieczorna dyskusja o zdjęciach.
Burza piaskowa w wersji light
Ostatni dzień na Wadi Rum zaczął się pięknie, a skończył spektakularnie. Na porannym plenerze były podświetlone kolorowo chmurki, niskie światło słońca ślizgające się po otoczonych piaskiem skałach, ale zdążyliśmy także na zachód Księżyca. A że była to właśnie pełnia, więc tarcza Księżyca była nie tylko pełna, ale też duża. Zdjęcie powyżej to nieprzycinane 280 mm na matrycy APS-C (200 mm i telekonwerter 1.4x).
Koniec dnia był jeszcze bardziej interesujący, bo gdy czekaliśmy na zachód, rozpoczęła się burza. Ulewny deszcz padał nad widoczną w sporym oddaleniu górą, ale towarzyszył mu silny wiatr, pędzący w naszą stronę burzę piaskową. Na szczęście była to niezbyt silna burza piaskowa, ale wzniecane kłęby pyłu i piasku dodawały scenerii dramaturgii. Z pyłu i piasku będziemy się pewnie jeszcze długo płukać – szczególnie intensywne płukanie planujemy na jutro nad Morzem Martwym.
Na górze samotna uczestniczka fotowyprawy zmaga się z burzą piaskową wśród bezkresu Wadi Rum, niżej nasza zmotoryzowana karawana w drodze na popołudniowy plener, następnie poranny zachód Księżyca i na koniec herbatka na Saharze Wadi Rum, zanim zaczęło solidnie wiać.