Wadi Rum ma olbrzymią przewagę nad typowymi pustyniami piaszczystymi: wystarczy przejść kilkaset metrów, by mieć przed oczami zupełnie inne scenerie.
Pustynia miliona kadrów
Klasyczne pustynie piaszczyste, czy te z Omanu, czy słynna Erg Chebi w Maroku, zachwycają kształtem ciągnących się po horyzont wydm. Jednak oprócz tych wydm niewiele jest na nich do fotografowania. Wadi Rum jest inna. Owszem, tu też można znaleźć piaszczyste wzniesienia i wyrzeźbione przez wiatr wzory, ale z piasku wyrastają mniejsze i większe skały. Te również podlegały erozji, przyjmując fantazyjne kształty, wzbogacając się o przedziwnie rzeźbione fasady, tworząc grzyby, łuki skalne i półki. Tworzy to nieskończone bogactwo motywów. Wystarczy przejść kilkaset metrów, by w kadrze mieć inne formacje skalne. A pustynia jest olbrzymia, fotograficzne tematy ciągną się w nieskończoność. Jeśli jeszcze do tego trafi się ładne światło…
Kosmiczne Wadi Rum
Na ładne światło trafiamy jak dotąd bez pudła. W dzień sytuacja nie wygląda ciekawie za sprawą dość gęstej pokrywy chmur, przez którą słońce przebija się tylko czasami. Za to o poranku i wieczorem chmur jest mniej, a te, które zostały, są podświetlane przez słońce tworząc przepiękne widowisko na niebie. Gdy doda się do tego postrzępione skalne masywy i łachy kolorowego piasku – fotografie robią się same.
Wschód mieliśmy blisko miejsca, gdzie kręcone są sceny do najnowszych części „Gwiezdnych Wojen”, sesja o zachodzie odbyła w miejscu jeszcze bardziej malowniczym.
Urodę Wadi Rum docenił też pewien kot, który wspiął się na skałę, aby przez chwilę podziwiać widoki. U góry sceneria z porannej sesji – jeśli przypomina jakieś kadry z „Gwiezdnych Wojen”, to podobieństwo może być nieprzypadkowe. W środku ostatnie zdjęcie drugiego dnia na Wadi Rum.