…rzuciliśmy się na wiatraki, zaraz po przylocie do Hiszpanii. Lądowanie, przejazd do Consuegry i wieczorny plener na wzgórzu, które doprowadziłoby do szału Rycerza Smętnego Oblicza. Kilka świetnie zachowanych XIX-wiecznych wiatraków, a tuż obok nich niewielka średniowieczna forteca. Pogoda dopisała, porozciągane wiatrem chmury stworzyły ładne tło, choć chmura tuż nad zachodnią częścią horyzontu pozbawiła nas spektaklu, na który liczyliśmy po zachodzie słońca.
Drugi dzień to pożegnanie La Manchy i przejazd do leżącej w Andaluzji Kordoby. Hotel mamy w zabytkowym sercu miasta, tuż przy murze słynnej Mezquity.
Mezquita… O jej historii poczytać sobie choćby w Wikipedii. Dla fotografa to fantastyczne morze setek kolumn, połączonych pasiastymi łukami. Setek – całkiem dosłownie, bo jest ich około ośmiuset. Bawiąc się perspektywą można je sobie ustawiać w rzędy, grupować jedne nad drugimi, zestawiać w różnych układach i konfiguracjach. To miejsce niezwykłe, choć trudne do fotografowania, bo światła tam na 1/40 sekundy przy f/4 i ISO 3200, a statywu używać nie wolno.
A jest jeszcze chrześcijańska część Mezquity, bardziej otwarta, przestrzenna i jasna, ze zdobieniami gotyku płomienistego na ścianach. No i są uliczki starej części Kordoby. Jest rzymski most, zza którego wieczorem fotografowaliśmy Mezquitę i otaczającą ją starówkę.