Jeśli ten kanion kojarzy Wam się z latającymi smokami i serialem „Gra o tron”, to nie bez powodu. Nad Fjaðrárgljúfurem (prawda, że wpadająca w ucho nazwa?) latały smoki, ale to nie one mogą zablokować wejście do kanionu i zepsuć dzień fotografom.
Klątwa Biebera
Fjaðrárgljúfurowi w 2015 roku przydarzył się Justin Bieber, który nagrał tam kilka sekund teledysku. Od tej pory kanion jest celem najazdów fanów, którzy chcą sobie pstryknąć fotkę tam, gdzie stał ich idol. Klątwa Biebera powoduje, że kanion jest co jakiś czas zamykany, aby roślinność mogła odetchnąć i na chwilę przestać być rozdeptywana. Jeszcze w maju kanion znowu został zamknięty z obietnicą, że do lata będzie można go zwiedzać. Na kilka dni przed rozpoczęciem tej edycji fotowyprawy na Islandię skontaktowałem się z administracją parku pytając, czy w połowie lipca Fjaðrárgljúfur będzie dostępny. Otrzymałem odpowiedź, że owszem, klątwa Biebera została zdjęta i wąwóz znowu zaprasza. Uff!
Jak się jednak okazało, nie zadałem jeszcze jednego ważnego pytania…
Proszę nie przeszkadzać w rozmnażaniu
Fjaðrárgljúfur można zwiedzać dwoma drogami. Jedna z nich prowadzi wzdłuż górnej krawędzi wąwozu, co kilkaset metrów odgałęziając się w stronę punktu widokowego na krawędzi stumetrowego urwiska. Druga, mniej popularna, ale nie mniej ciekawa fotograficznie droga wiedzie dnem kanionu. Trzeba się wówczas wyposażyć w kalosze, bo strumień meandruje od lewej do prawej, a jego głębokość bywa… różna. Podobno daje się jednak przejść aż do pierwszego wodospadu. Podobno… bo nie udało nam się wejść do kanionu. Górna droga jest otwarta, ale dół zamknięty i zagrodzony z powodu… tarła. W zasadzie o tej porze powinno się już ono skończyć, ale miejscowym rybom amory się przeciągnęły, więc aby im nie przeszkadzać, droga prowadząca dnem kanionu została zamknięta. I tak życie seksualne zimnokrwistych skróciło nam o połowę sesję w Fjaðrárgljúfur.
Podczas robienia tych zdjęć nie został zakłócony spokój żadnej ryby.