Coraz bliżej naszej 11. fotowyprawy, która będzie pierwszą realizowaną tak blisko koła podbiegunowego. Wiadomo, że wiatr mamy jak w banku, a deszcze są bardzo prawdopodobne, w tym takie, które padają poziomo. Ja oczywiście liczę na nasze szczęście do pogody na warsztatach i fotowyprawach, ale nadzieja to jedno, a przygotowanie drugie. Od paru dni biegamy więc po sklepach sportowych i mamy już pewne sukcesy. Oboje jesteśmy właścicielami wodoodpornych spodni, a ja dodatkowo porządnej kurtki przeciwdeszczowej. Ewa zamiast kurtki dostała impregnat w spraju, bo producenci kurtek chyba w życiu kobiety na oczy nie widzieli albo preferują hermafrodytyczne wychudzone modelki. Odzież się przyda także na mniej ekstremalne wyjazdy. Zdjęcie u góry jest z tegorocznych warsztatów w Świętokrzyskim, gdzie pogodę mieliśmy świetną, ale poranna mgła i rosa sprawiła, że po sesji o wschodzie słońca niektórzy byli mokrzy po biodra.
Na marginesie – zdjęcie u góry to panorama, choć wcale na to nie wygląda. Miałem pomysł na szeroki kadr, ale Sigmę EX 10-20/4-5.6 miała Ewa, która buszowała w innej części nadnidziańskiej łąki, a mi został do dyspozycji Canon EF 24-105/4 L IS. No i tutaj są cztery pionowe kadry, dające łącznie perspektywę szerokiego kąta.
Na islandzkie huragany zabieramy też drugi porządny statyw. Obok Ewowego Gitzo Mountaineer GT2540 jedzie także jego prawnuk, czyli Mountaineer GT 2543L – to ten poniżej. Nowy model jest nieco większy, sprawia wrażenie masywniejszego, ale waży tylko 100 gramów więcej. Ma fajnie rozwiązany „Ground Level”, czyli konfigurację, w której statyw jest całkiem rozpłaszczony, a aparat jest maksymalnie nisko: jeden obrót pierścienia umieszczonego poniżej platformy odczepia całą kolumnę centralną. Jak oba statywy (a także statywy uczestników fotowyprawy) sprawdziły się na Islandii – zdam relację po powrocie.