Rzeczywista różnica między jednym a drugim aparatem sprowadza się do tego, co możesz zrobić, a czego nie możesz. To też tłumaczy przyczyny problemów producentów, objawiające się spadkiem popytu na nowy sprzęt – skoro dotychczasowy aparat pozwala na zrobienie prawie wszystkiego, to po co kupować nowy? Tym bardziej mnie dziwi, że jak do tej pory producenci aparatów po tej linii nie bronią się przed inwazją smartfonów – o ile nowa lustrzanka nie daje wiele argumentów typu „tego nie zrobisz starą lustrzanką”, to już w opozycji „lustrzanka – smartfon” da się bez specjalnego trudu tak właśnie punktować fotokomórki. Dwie podstawowe różnice, widoczne nawet w rozmiarze fejsbukowym i dla laika to sprawność w fotografowaniu ruchomych obiektów oraz zdolność do uzyskania płytkiej głębi ostrości. Co więcej, są to różnice trwałe – raczej nie grozi, że kolejna generacja iFonów dokona na tym polu rewolucyjnego przełomu. Prezentacja tych dwóch cech w sposób, który trafi do zupełnych niefotografów, też specjalnie trudna nie jest: ujęcie biegnącego dziecka z ładnie rozmytym tłem będzie tyleż różne od smartfonowych pstryków, co przekonujące dla młodych mam (a więc przedstawicieli najbardziej wpływowej grupy nabywców). Dziwne, że nie widzimy takich reklam.
Jak potwierdziły zakończone wczoraj warsztaty z fotografowania ptaków, jedna z tych cech różnicuje też lustrzanki od bezlusterkowców. Wysoka skuteczność fotografowania szybkiego ruchu, wymagająca sprawnego ciągłego pomiaru ostrości i użycia trybu seryjnego, to nie jest coś, czym producenci bezlusterkowców mogliby się chwalić. Nie spodziewajmy się więc, że tak będą reklamowali się Olympus, Panasonic czy Fuji. Mogłoby to zrobić natomiast Sony, którego A77 (pierwsza wersja) całkiem dobrze sobie dawała radę w Ustroniu. Tylko czy Sony jest nadal zainteresowane promowaniem swoich „postlustrzanek”?
Zostaje Canikon, który ma zarówno lustrzanki z bardzo sprawnym autofokusem, jak i bogatą kolekcję obiektywów, pozwalających uzyskać płytką głębię ostrości. I nie rozumiem, czemu te cechy nie są akcentowane w reklamach tego duetu.
PS. Powyżej puchacz i sokół wędrowny z Ustronia. Z punktu widzenia fotografujących sokół mógłby trochę zwolnić, a puchacz latać bardziej w słońcu. 🙂
PPS. Miłośników zdjęć niewymagających szybkości zapraszamy na wystawę „Bursztynowy zwierzyniec”. Fotografie bursztynowych inkluzji wykonane przez Aleksandra Chmiela i Marka Wyszomirskiego będzie można oglądać do 3. sierpnia w warszawskim Muzeum Ziemi PAN, Al. Na Skarpie 27.