Reynisdrangar, Islandia, długa ekspozycja, Filtr polaryzacyjny używać czy nie używać

Filtr polaryzacyjny: używać czy nie używać

A cóż to za pytanie? Zawsze warto używać filtra polaryzacyjnego, chyba że… trafią się takie sytuacje, gdy lepiej go nie używać. Część sytuacji, gdy filtr polaryzacyjny lepiej sobie darować, jest oczywista, ale część taka oczywista nie jest.

Reynisdrangar, Islandia, filtr polaryzacyjny używać czy nie używać

Kiedy na pewno nie używać filtra polaryzacyjnego

Jeśli ktoś nie bardzo kojarzy o co chodzi z „polarem”, to warto zerknąć na wyjaśnienie jak filtr polaryzacyjny działa i do czego służy. Trzeba pamiętać, że filtr polaryzacyjny „zjada światło” – wydłuża naświetlanie. Starsze konstrukcje wydłużały solidnie – o 2-4 EV (czyli od czterech do ośmiu razy dłużej trzeba było naświetlać zdjęcie), bardziej współczesne „polary” zjadają mniej światła i ekspozycja wydłuża się tylko o 1-2 EV (czyli dwu- lub czterokrotnie). Z jednej strony – fajnie, bo filtr polaryzacyjny może służyć za niezbyt gęsty filtr szary. Z drugiej jednak to wydłużenie czasu naświetlania nie jest fajne, gdy fotografujemy z ręki w słabym świetle albo gdy chcemy zamrozić ruch.

To są właśnie te dwa ewidentne przypadki, gdy filtra polaryzacyjnego nie należy używać. Oba są związane z walką o skrócenie czasu naświetlania – albo z powodu ryzyka poruszenia, albo ze względu na konieczność uzyskania bardzo krótkiej ekspozycji.

Fotografowanie tęczy nie jest przeciwwskazaniem dla użycia filtra polaryzacyjnego, trzeba wówczas jedynie uważać, by obrócić pierścień tak, aby tęcza uległa wzmocnieniu, a nie znikła.

Reynisdrangar, Islandia, długa ekspozycja, Filtr polaryzacyjny używać czy nie używać

Tłumić odblaski czy nie tłumić

W pejzażu odblaski (nie mylić z odbiciami!) przeważnie przeszkadzają, więc filtr polaryzacyjny to bardzo użyteczne narzędzie. Drobny obrót pierścienia i liście przestają „puszczać zajączki”, chmury na niebie ładnie się wyodrębniają, a kolory pejzażu stają się żywsze i bardziej nasycone. Trafiają się jednak sytuacje, gdy efekty działania filtra polaryzacyjnego stają się dyskusyjne, a fotografia bez odblasków niekoniecznie lepsza od tej z odblaskami.

Przykład takiego dyskusyjnego użycia filtra polaryzacyjnego to dwie fotografie w tym wpisie. Na jednej woda została spolaryzowana i wyraźnie widać granicę między morzem a niebem. Na drugim brak polaryzacji wody, więc (także dzięki długiej ekspozycji) prawie nie widać horyzontu, a skały wydają się zawieszone w powietrzu. Same skały też są bardziej wyraziste przez to, że się błyszczą.

Nie, żeby nie podobała mi się wersja spolaryzowana, ale jednak wolę bardziej surrealistyczną fotografię, gdzie są tylko skały i przestrzeń. Kiedy filtra polaryzacyjnego używać, a kiedy nie używać nie jest kwestią prostego przepisu, a bardziej niuansów, które jedną kompozycję wzmocnią, a inną osłabią.

PS. Oba zdjęcia to skały Reynisdrangar na wybrzeżu Islandii. Najbliższe spotkanie z tymi skałami (i okazja do polaryzacyjnych dylematów) – na zimowej fotowyprawie na Islandię. A skoro przy fotowyprawach jesteśmy – zapraszamy na dwie nowe w 2019 roku. W kwietniu jak zwykle będziemy fotografować toskańskie pejzaże i miasteczka, a w długi weekend majowy zmienimy się w stalkerów i ruszymy do Strefy – czeka nas atomowa fotowyprawa! 🙂