Jakiś czas temu odezwał się do mnie pewien czytelnik, pytając, czy bym mu nie pomogła uratować jednego zdjęcia z podróży, na którym mu zależy, a nie całkiem mu wyszło. Czemu nie? Niech przyśle. Przysłał RAW-a, którego wywołałam jak należy i odesłałam razem z instrukcją mówiącą jak to zrobiłam. Nie był bardzo popsuty, tylko trochę niedoświetlony i przebarwiony – drobiazg. Czytelnikowi jednak widocznie bardzo zależało, bo tak się ucieszył, że odpisał: „Właśnie wysłałem coś do Pani w podziękowaniu”. To miłe, pomyślałam. Gdyby powiedział wcześniej, uprzedziłabym że mój adres nie ma nic wspólnego z adresem redakcji, ale niech tam – cokolwiek to jest, pójdzie do Wawy, a potem mi najwyżej odeślą. Potrwa dłużej, ale przecież mi się nie spieszy (tym bardziej że nawet nie wiem do czego). Tak sobie pomyślałam i zapomniałam o sprawie, bo też co to za sprawa, że komuś zdjęcie poprawiłam? Drobiazg przecież.
Jakieś dwa miesiące później (ależ ta poczta ma tempo, co?) odzywa się sekretarz redakcji z informacją, że przyszła do mnie książka… ale jaka! Nie powiedziała jaka, tylko że zadziwiająca. I że poczta zupełnie podarła kopertę (przez dwa miesiące, mieli mnóstwo czasu na darcie), więc ona to przepakuje i mi przyśle. Tym razem poszło szybciej: już po paru dniach książka była. Ogromna. I ciężka. Tytuł: „Jakże wielki jesteś, Panie!” O ja cie, pomyślałam. Podtytuł: „Orędzie świata na podstawie Wyznań św. Augustyna”. Autor: ksiądz. Przedmowa: kardynał. O ja cie. Kto mi takie księgi przysyła (oprócz tego, że sekretarz redakcji, bo przecież oryginalnej koperty nie było)? I dlaczego?
Szybka analiza dedykacji, nazwiska autora i skrzynki mailowej wykazała, że to ten sam czytelnik, któremu kiedyś pomogłam ze zdjęciem. I który okazał się proboszczem z pewnej skądinąd mi znajomej parafii. Jeszcze raz dziękuję, księże Stanisławie – album jest naprawdę wspaniały.
Właśnie – album. Augustyn Augustynem, ale po przekartkowaniu ogromne tomiszcze okazało się po prostu pięknym, autorskim albumem fotograficznym. Są w nim zdjęcia z całego świata, od Australii, przez Bliski Wschód, trochę Europy po obie Ameryki i Wyspę Wielkanocną – wszystkie tego samego autora, Stanisława Pindery. Przedstawiają, a jakże, piękno Stworzenia – od krajobrazów po ludzi. Nie ma na nich problemów społecznych, konfliktów politycznych czy jakichkolwiek innych – jest uroda tego najlepszego ze światów. I to pozytywne spojrzenie jest budujące.
Są tam też, zgodnie z tytułem, cytaty ze św. Augustyna – ale szczerze mówiąc, album bez cytatów by się obronił, a cytaty bez zdjęć nie bardzo. Ale, ale… miałam opowiedzieć, jakie, oprócz Kickstartera, są w dzisiejszym świecie możliwości wydania autorskiego albumu fotograficznego. No więc wygląda na to, że dobrym pomysłem jest sprzymierzenie się z organizacją, która bynajmniej nie jest wydawnictwem i nie jest nastawiona na zysk z książek, a zależy jej na propagacji pewnego sposobu myślenia czy postrzegania świata. Taką, jak na przykład Kościół katolicki. Dziwne? Może to znak czasów, w których fotografie lepiej się sprzedają jako ilustracja idei, niż jako po prostu obrazki?
PS. Gdyby kogoś korciło: nie mamy ochoty na dyskusje, na co Kościół powinien przeznaczać pieniądze, a na co nie. To jest blog o fotografii.