Jest w Marrakeszu takie muzeum, które powinien odwiedzić każdy fotograf. Zwykle fotografowie nie mają za wiele do szukania w muzeach, no bo co – mieliby fotografować obrazy, które ktoś już namalował? Ale to jest szczególne. Nie chodzi o eksponaty – musiały tam jakieś być, ale zupełnie ich nie pamiętam. Chodzi o dwie rzeczy: wnętrza i światło.
Wnętrze budynku to piękny kawałek mauretańskiej architektury, z kolumienkami, okienkami, geometryczno-roślinnymi mozaikami, żłobieniami i malowaniami. Nawet fontanna się znajdzie. Jest co układać w kadrze, jest na czym się bawić perspektywą i geometrią – co widać choćby na fotografii głównego dziedzińca:
Światło natomiast jest wyjątkowym wyzwaniem. W korytarzach i mniejszych pomieszczeniach jest ciemnawo, jak to we wnętrzach. A wyjście na główny dziedziniec… zapiera dech w piersiach. Bo nagle wszystko jest żółte. Jakiś geniusz architektury zrobił bowiem nad całym dziedzińcem kanarkowożółty, półprzezroczysty dach z pleksi (albo czegoś w tym rodzaju). Starannie przefiltrowane światło słoneczne oblewa wszystko barwami, przy których balans bieli w aparacie mówi: „To ja na razie dziękuję, zawołajcie mnie jak się to szaleństwo skończy”.
Ustawienie balansu bieli na żarówkę daje brzydkie, żółtozielone kolory. Na jarzeniówkę – po prostu pomarańczowe. Przy ustawieniu na słoneczko trzeba zakładać przyciemniane okulary. Ustawienie „auto” robi co może, uzyskując brudny żółtawy beż. Nie ma rady – trzeba użyć mózgu. Mózg już zdążył sobie w międzyczasie wszystko przeanalizować i wie: ściany są białe. No więc przełączamy aparat na balans bieli użytkownika (custom), robimy zdjęcie obejmujące wyłącznie kawałek białej ściany, po czym wskazujemy to zdjęcie jako wzorzec. „Achaaa, mówi aparat, to to jest białe? Poważnie? No dooobra…” I od tego momentu można już spokojnie zająć się geometrią przestrzeni, bo kolory mamy opanowane.
Aczkolwiek… w tym zdumiewającym świetle można wierzyć tylnemu ekranikowi aparatu jeszcze mniej niż zwykle. Zdjęcia oglądane na nim wydawały się tak zimne że wręcz niebieskie. Natomiast podczas późniejszej obróbki, w celu uzyskania neutralnych barw musiałam je jeszcze trochę… ochłodzić. Stanęło w końcu na 2500 Kelvinów i +16 różowego. Do tego maksymalne nasycenie, żeby przywrócić mozaikom naturalne kolory. Pierwszy raz mi się zdarzyło maksymalnie podnieść nasycenie… i nie żałować tego.
Jeśli ktoś chciałby sprawdzić osobiście, jak się fotografuje w Marrakeszu, zapraszamy na podziwianie Kolorów Maroka tej jesieni.
PS. Dla uczestników naszych warsztatów i fotowypraw, a także dla prenumeratorów miesięcznika „Digital Foto Video” jak zwykle jest zniżka. Zapomnieliśmy o niej, ale już jest. 🙂