Na większości nawet zupełnie amatorskich fotek wakacyjnych można znaleźć całkiem ciekawe kadry. Kłopot w tym, że po pierwsze są one często niedostrzegalne dla autorów (niekiedy nawet wskazanie palcem nie pomaga), a po drugie – bywają małe, naprawdę małe, czasem mierzone w pojedynczych pikselach.
Można z tego wyciągnąć różne wnioski. Ten, że amatorzy nie potrzebują obiektywów szerokokątnych, tylko tele, wydaje mi się jednak przesadny. Z pewnością umiejętność dostrzegania ciekawych kompozycji jest powszechnym problemem. Ale to jest problem który był, jest i będzie, a dotyczy wszystkich. Na tym polega nauka fotografii, żeby nauczyć się dostrzegać (lub wymyślać) dobre kompozycje. O trudnościach z redukowaniem i upraszczaniem pisałem już wcześniej. Tym razem chodzi mi o coś innego. O irracjonalne przywiązanie do tego, co wychodzi z aparatu.
Ok, nie dostrzegliśmy od razu optymalnego kadru, zdarza się. Ale powinniśmy go szukać nadal, nawet na już wykonanym zdjęciu. I nie przywiązywać się do kształtu, w jakim producent zrobił matrycę aparatu. Kadrować jak najlepiej i najstaranniej przed wykonaniem zdjęcia, ale też kadrować po jego wykonaniu. A jeśli w wyniku tego kadrowania „po” zostaje nam trochę mało tych pikseli, to powinniśmy jednak zdecydowanie bardziej przyłożyć się do przemyśleń przed wciśnięciem spustu migawki.