Pomidory świetnie pasują do oliwy, ale tym razem rzecz nie będzie o kulinariach. Chodzi mi o tradycyjną grę w „Pomidor!” – na pewno pamiętacie, to ta, gdzie na każde pytanie odpowiada się, podając nazwę tego szacownego warzywa.
Z tą właśnie grą kojarzy mi się używanie tzw. filtra tabaczkowego – gdyby ktoś nie wiedział, informuję, że to taki filtr połówkowy, który jest w połowie zabarwiony na ni to brązowo, ni to pomarańczowo. I to od razu na zdjęciach widać. W zasadzie jest to pierwsza i jak dla mnie, jedyna rzecz, jaką widać na zdjęciach z nim zrobionych.
Pytanie: Co przedstawia to zdjęcie?
Odpowiedź: Pomidor! Eeeee…. znaczy się, filtr tabaczkowy.
P: A co jeszcze?
O: Pomidor! Albo może sos pomidorowy, bo takie pomarańczowe…?
Użycie filtra tabaczkowego całkowicie dominuje wszystkie aspekty wykonywanej fotografii: przestaje być ważna kompozycja, światło, a kolorystyka wręcz przeszkadza, bo kolory sceny na pewno nie zgrają się dobrze z pomarańczowym niebem. W zasadzie, zamiast używać „tabaczka”, można by pisać na zdjęciu dużymi literami: FILTR TABACZKOWY. Skutek byłby podobny.
Jeśli efekt jest tym, co na danym zdjęciu najbardziej rzuca się w oczy – to to nie jest dobre zdjęcie. Co najwyżej może to być dobra demonstracja działania efektu. Dlatego uważam, że filtry tabaczkowe, a wraz z nimi i inne filtry nachalnie efektowe, są szkodliwe. Bo zasłaniają sobą fotografię.
PS. Jeśli ktoś widział przykład użycia filtra tabaczkowego, które upiększyło fotografię, bardzo proszę o linka. I pogratulowanie autorowi.
PS.2 Gdyby ktoś chciał spróbować: można bardzo łatwo zasymulować w programie graficznym filtr połówkowy w dowolnym kolorze. Zasadniczy plus takiego postępowania: jeśli się nie spodoba, zawsze można cofnąć operację.