klasztor, Lalibela, Etiopia, światło mieszane

O wierności, urodzie i roli fotografa

Och, czy tam naprawdę tak wyglądało? Było tak kolorowo, tak ciemno, tak jasno, tak niebiesko, tak ponuro (niepotrzebne skreślić)? Ileż to razy spotykamy się z takimi pytaniami?

Lalibela, klasztor

A dyskusje o tym, który aparat lepiej odwzorowuje kolory, jaki obiektyw lepiej odpowiada działaniu oka, jak idealnie ustawić balans bieli żeby scena wyglądała neutralnie? Znajome?

Cóż… o wielu rzeczach (i nie tylko rzeczach zresztą) mawia się, że wierne nie są piękne, a piękne nie są wierne. To jak – wolisz zdjęcia wierne czy piękne?

Świat, jaki jest, każdy widzi. Nie trzeba fotografa, żeby ludzie wiedzieli, jak wygląda drzewo, kamień, śnieg, pies, róża. Nie trzeba fotografa, żeby pokazać, jak wygląda Katedra Wrocławska, Wieża Eiffla, posąg z Wyspy Wielkanocnej. Do tego wystarczy podróżnik z komórką i zapałem dokumentatorskim.

Fotograf jest potrzebny, żeby pokazać to, co nie od razu jest dostrzegalne dla wszystkich. Grę światła na śniegu, radość psa, spojrzenie posągu. Ale żeby to pokazać, musi najpierw sam zobaczyć. Przyjrzeć się, zastanowić, przemyśleć, wczuć, rozejrzeć po okolicy, połączyć mentalnie jeden element z innymi, a potem wymyślić, co zrobić, żeby inni też to połączenie zobaczyli. Neutralne oddanie kolorów nie pomoże pokazać gry naturalnych i sztucznych świateł w surowym wnętrzu kamiennego kościoła. Inni nie zauważyli zmiany barw na różnych kolumnach? W takim razie fotograf jest potrzebny, by ją im pokazać. Średnia, „neutralna” ogniskowa nie pozwala pokazać związków, które fotograf zauważył? W takim razie powinien wybrać bardziej odpowiednią do tego celu – taką, która pasuje do jego własnego spojrzenia. Kontrast między obiektami jest za duży, żeby pokazać związek pomiędzy nimi? Na to też są sposoby.

A więc – Czy tam naprawdę tak wyglądało?

Oczywiście. Przecież fotograf tak to właśnie zobaczył.

  1. Doczekałem się tematu „dla mnie”, zatem mój „jeden grosz”, no może dwa w tym wątku.
    Ewo, to zależy. Wszystko zależy od tego kto ma być adresatem/odbiorcą zdjęcia, no i najważniejsze – kto to robi. Teoria względności jest wszechobecna.

    Od kilku lat robię zdjęcia przyrody – tej co fruwa, tej co biega i tej co nie rusza się z miejsca. Z tego samego zapisu mogę wykonać różniące się obrazki. I wtedy dobry jest zapis RAW.
    Zlecenia zdjęć roślin leczniczych staram się przygotować jak najbliższe prawdy, i z tym mam często kłopot.
    Na wystawę fotogramy muszą być ładne – zwykle reguluję poziomy, zwiększam kontrast i bywa że podbijam kolory, chociaż aparat już właściwie robi to za mnie. Czasem zmieniam ogólną kolorystykę zdjęcia, żeby „czarowały”. Przy tym wszystkim staram się unikać „amerykańskiego” kolorytu moich zdjęć.
    Dla siebie, na ścianę staram się kolory i kontrast uspokoić. Czasem nawet za bardzo nie ingeruję w poziomy. Zdjęcia nie muszą mieć rozległej tonalności, część kadru mogę pozostawić w mroku. Zgodnie z założeniem, że fotografuję dla siebie, robię tak jak ja lubię.
    Te możliwości, wynikające z cyfrowego zapisu obrazu, cenię baaardzo.

  2. Hmm, to tak jak niektórzy żartem o niewiastach wspominają 🙂
    Piękne nie są wierne, wierne nie są piękne 🙂
    Owszem, są i piękne i wierne – ale nadmuchiwane 🙂

    Ad rem czyli do rzeczy: jak Ewa napisała – zdjęcie jest takie jakim postrzega go fotograf 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *