Wczesnym świtem fotograf w górach musi być szybki. „Ooo, tam słońce wylazło!” Czternaście obiektywów kieruje się w lewo. „Stąd widać prześwit w chmurach!” Stado składające się z dwunogów z trójnogami pędzi zobaczyć, co widać przez prześwit w chmurach. Poranna sesja nad Mestią obfitowała w liczne dramatyczne zwroty akcji, gdy zmiana konfiguracji chmur nad szczytami otwierała i zamykała możliwości kompozycyjne.
Nie padało aż do popołudnia, więc przejazd samochodami terenowymi do Uszguli kozimi ścieżkami szybkiego ruchu był prawdopodobnie rekordowy: zapewne nikt od czasów carskich nie pokonał tej trasy w wolniejszym tempie, co osiągnęliśmy, zatrzymując się na plener za każdym razem, gdy pojawiło się coś ciekawego. Czyli co chwila. Atrakcją były zarówno wioski z kamiennymi wieżami, widoki na ośnieżone kaukaskie szczyty, strome górskie kaniony z rwącymi potokami, jak i pasące się na łąkach stada krów, kóz i świń, te ostatnie w umaszczeniu a la „Pustynna Burza”.
Dopiero po południu zaczęło padać, co jednak nie powstrzymało nas od obfotografowania okolicy i pomalowania miejscowego kościoła. Na szczęście dla wszystkich, kościół malowaliśmy światłem, a nie farbą.