Podwójny Vestrahorn, Islandia, z drona

Fantastyczna Islandia – wrzesień 2021

Wrześniowa fotowyprawa na Islandię 2021 wystartowała, a nawet wylądowała i zdążyła doświadczyć zarówno islandzkiej pogody, jak i islandzkich widoków. Poniżej relacja z tej edycji warsztatów fotograficznych w krainie ognia i lodu. Ogień także był! 🙂

Dolina Łez i kolory Landmannalaugar

Lawa i mech, Islandia

Procedury covidowe AD 2021

Lot na Islandię przebiegł normalnie, natomiast wydostanie się z lotniska okazało się zaawansowanym ćwiczeniem z żonglowania papierami. Cała nasza grupa była zaszczepiona, więc my mieliśmy tę łatwiejszą wersję procedur wjazdowych, jednak… Kilka rzeczy trzeba zrobić przed wylotem z Polski: wykonać test na covid (nawet będąc zaszczepionym), wypełnić formularz rejestracyjny, po którym dostaje się kod kreskowy, no i oczywiście zabrać ze sobą certyfikat szczepienia. Później na lotnisku w Keflaviku, już po odebraniu bagażu, przechodzimy przez pierwszą kontrolę, gdzie sprawdzają czy w ogóle mamy kartki z kodem kreskowy formularza rejestracyjnego. Następnie ustawiamy się w kolejce do kilku okienek, gdzie policjanci starannie sprawdzają te trzy dokumenty i jeszcze dowód osobisty lub paszport. Jeszcze tylko trzeba zapewnić, że przyjechaliśmy tu zwiedzać, a nie do roboty (przyjeżdżający do pracy są testowani dodatkowo na lotnisku) i już można się cieszyć świeżym i szybkim islandzkim powietrzem.

Zielone wzgórza Islandii

Jeden plener, wszystkie rodzaje pogody

W pierwszy dzień uczestnicy fotowyprawy faktycznie mogli zobaczyć, jak wygląda klasyczna islandzka pogoda. A wygląda zmiennie, dynamicznie i interesująco, czasem nawet za bardzo. Podczas jednego, wcale nie tak znowu długiego pleneru, mieliśmy silny deszcz, słońce, mżawkę, pełne zachmurzenie i urwanie chmury obserwowane nad widocznym nieopodal grzbietem górskim. Wszystko, co tylko ta wyspa ma w ofercie, dostajesz w ciągu godziny. Zmienność pogody wiąże się z niezmiennie silnym wiatrem. Gdy jednak wiatru nie ma, pogoda się stabilizuje – co niekoniecznie jest dobrą wiadomości, bo czasem się ustabilizuje na ładnych cumulusach, a czasem na mżawce. Na Islandii zmienna pogoda to dobra pogoda – bo nawet jeśli w tej chwili jest mokro, to za chwilę wyjdzie słońce albo przynajmniej przestanie padać.

Dolina Łez, Islandia, Sigöldugljufur, fotowyprawa

Z Doliny Łez na wzgórza Landmannalaugar

I w takich zmiennych warunkach wyruszyliśmy w islandzki interior. Jechaliśmy do słynnych kolorowych wzgórz Landmannalaugar, ale po drodze kilka razy zboczyliśmy, m.in. do Doliny Łez. Dramatyczna nazwa nie wiąże się z żadną tragiczną historią, a nawiązuje do licznych wodospadów, którymi „płacze” ściana wąwozu Sigöldugljufur. Co ciekawe, cała sceneria to efekt industrializacji. Jeszcze niedawno ten wąwóz był korytem rzeki i żadnych wodospadów w nim nie było. Niedaleko zbudowano jednak elektrownię, która „podebrała” wodę, koryto rzeki stało się wąwozem i pojawiły się kaskady spadające ze skalnej ściany.

Z Doliny Łez podjechaliśmy jeszcze do jeziorka wypełniającego krater Hnausapollur, a stamtąd już na słynne kolorowe wzgórza Landmannalaugar.

Światło na Landmannalaugar, Islandia

Pejzaże na niejeden plener

Wśród słynnych krajobrazów Islandia zademonstrowała, że deszczem tutaj nie należy się zniechęcać, a pięknym słońcem nadmiernie cieszyć. Gdy dojechaliśmy do miejsca pleneru, solidnie lało. Szybko jednak ulewa przeszła w lekką mżawkę, przy której grupa odważyła się wyjść z autobusu. Później bywało różnie: deszczowo, pochmurnie, a momentami nawet słonecznie. Zdarzały się piękne momenty, gdy światło przez dziury w chmurach padało na pomarańczowe wzgórza jak reflektor oświetlający artystę na scenie.

Uczestnicy fotowyprawy docenili też inny, rzadko akcentowany element krajobrazu Landmannalaugar. U stóp efektownych wzgórz sporo jest względnie młodych pól lawowych – spiętrzonych ostrych skał, częściowo porośniętych mchem i mocno kontrastujących z łagodnymi, pastelowymi formami wzniesień.

Jeszcze więcej fantastycznych krajobrazów mieliśmy w drodze powrotnej, ale ich eksplorację zostawiamy sobie na inną okazję. Grupa nawet nie protestowała, gdy mijaliśmy te scenerie – było już po zachodzie słońca i jechaliśmy na kolację. Może następnym razem…

Nie czytaj prognozy pogody…

Nie da się ukryć, że w trakcie fotowyprawy na Islandię z pewnymi problemami sobie nie radzimy. Bezskutecznie przekonujemy na przykład uczestników, żeby nie sprawdzali i nie przejmowali się prognozą pogody. To, że w Reykjaviku ma być jakieś zachmurzenie, opady i temperatura, nie znaczy, że 50 kilometrów dalej będzie podobnie. Ba, nie znaczy to nawet, że w samym Reykjaviku będzie mniej więcej tak, jak w prognozie. Tutaj można stać w plamie słońca i obserwować pędzącą deszczową chmurę. Za chwilę to słońce może świecić gdzie indziej albo wszędzie siądą duże chmury.

Wodospad Bruarfoss w deszczu, Islandia

Zresztą nawet jeśli trochę pada, nie przekreśla to jeszcze sesji plenerowej. Kłopotliwe jest dopiero połączenie deszczu i wiatru wrzucającego krople wody w obiektyw. Próbować jednak warto przy każdej pogodzie. Gdybyśmy odpuszczali dlatego, że nad hotelem pada, nie byłoby wczoraj sesji sesji przy wodospadzie Bruarfoss.

Prognozy na dzisiaj były średnie, a tymczasem…

Klify Dyrholaey, Islandia

Nie garb się, kiedy fotografujesz

Na półwysep Dyrholaey, leżący mniej więcej w połowie drogi między stolicą Islandii a Lodowcową Laguną, w ostatnich latach zaglądaliśmy wielokrotnie. Nigdy jednak jednak dotąd nie było tam tak dobrej widoczności. Momentami zza chmur przebłyskiwał lodowiec Vatnajokull, a widok na wybrzeże ograniczał prawie że tylko widnokrąg.

Fotograf na Dyrholaey, Islandia, człowiek w krajobrazie

Wyjazd z grupą fotografów gwarantuje, że po wyjściu z autobusu wszyscy się rozejdą i nie będzie problemu, żeby w kadrze umieścić koleżankę czy kolegę w roli sztafażu. Kiedy jeden fotografujący wchodzi drugiemu w kadr, to nie jest to problem, tylko okazja. Ważne, aby włażący stał elegancko wyprostowany, zwrócony we właściwą stronę i patrzył na pejzaż lub fotografował, a nie gapił się w wyświetlacz.

Islandia inspiruje

Wodospad Svartifoss, Islandia, fotowyprawa

Nas oczywiście inspiruje do szukania ciekawych kadrów, ale miło wiedzieć, że także sami Islandczycy są pod wrażeniem przyrody swojego kraju. Powyżej wodospad Svartifoss, a poniżej sufit opery Harpa w Reykjaviku.

Harpa - sklepienie, Islandia, opera w Reykjaviku

Zauważacie podobieństwa?

Fotografujemy do ostatniej chwili

Na koniec zdjęcie przedkolacyjne. Właściwie to już był koniec fotografowania na dzisiaj i byliśmy między pokojem hotelowym a restauracją, ale trasa wiodła ścieżką, z której widać było ostatnie promienie słońca oświetlające lodowiec Vatnajokull, więc decyzja była oczywista.

Zachód nad lodowcem, Islandia

Kolacja nie zając, a do pokoju trzy kroki, a na 200 milimetrach stabilizowany obiektyw pozwoli utrzymać 1/200 sekundy bez poruszenia, więc obejdzie się bez statywu.

Islandia w bieli, Islandia w czerni

Nasze fotowyprawy na Islandię mają różne programy, ale jak dotąd po prostu nie możemy się oprzeć pokusie, żeby za każdym razem odwiedzić dwa magiczne miejsca: Diamentową Plażę Jokulsarlon i czarną plażę Stokksnes.

Stokksnes o zachodzie, Islandia, z drona

Jedno z nich zachwyca bielą i krystalicznością brył lodu, drugie – czarnymi pejzażami wulkanicznej plaży u stóp groźnej góry Vestrahorn. Oba plenery (w połączeniu z sesją przy tzw. Małej Lodowcowej Lagunie), a także oczywiście przejazdami i obiadem w lokalnej restauracji, zajmują nam cały dzień. Szczerze mówiąc na te dwa miejsca warto by poświęcić nawet kilka dni, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak zmieniają się one z godziny na godzinę.

Lód na Diamentowej Plaży, Islandia

Nie chodzi tylko o pory dnia, pogodę czy oświetlenie tych miejsc. W Lodowcowej Lagunie miniaturowe góry lodowe znajdują się w stałym, choć przeważnie powolnym ruchu, więc sceneria subtelnie, ale bez ustanku się zmienia. Na Diamentowej Plaży z kolei bryły lodu (wyjątkowo wielkie w tym roku) nieustannie topią się, zmieniając swoje kształty, a od czasu do czasu któraś z nich jest przewracana przez co silniejszą falę.

Podwójny Vestrahorn, Islandia, z drona

Na czarnej plaży Stokksnes występują z kolei subtelne przypływy i odpływy. Subtelne dlatego, że woda nie wdziera się w głąb lądu coraz silniejszymi falami, ale przesącza się przez czarny piasek, formując kałuże, które niepostrzeżenie łączą się w rozlewiska, by w szczytowej fazie przypływu pokryć całą plażę równą, gładką i spokojną taflą wody. A później następuje odpływ i znowu mamy gładką, czarną plażę usianą pojedynczymi głazami, a tuż obok czarne wydmy porośnięte kępami trawy.

Studlagil – bazaltowy wąwóz

Nad Jökulsárlón i na Stokksnes moglibyśmy siedzieć całymi dniami, ale przecież reszta Islandii też jest imponująca. My przy układaniu programu fotowypraw na Islandię od dawna mamy problem klęski urodzaju. Ciekawych miejsc jest tyle, że żeby na każde przeznaczyć należną mu ilość czasu, fotowyprawa musiałaby trwać co najmniej miesiąc. Poszliśmy więc na kompromis: dodaliśmy nowy punkt programu w postaci wąwozu Studlagil. Wąwóz ten powstał niedawno: gdy nowa elektrownia wywołała obniżenie poziomu wody w rzece, odsłoniły się piękne bazaltowe kolumny, przypominające kadry z Władcy Pierścieni.

W kanionie Studlagil, Islandia

Po drodze do wąwozu zahaczyliśmy jeszcze o niezbyt duży, ale bardzo ładny wodospad Studlafoss, położony w bazaltowej rozpadlinie, tak głębokiej, że słońce chyba nigdy nie oświetla strumienia wody. Biel wody, zieleń roślin, czerń bazaltu i niebo odbijające się błękitem w mokrych powierzchniach – Studlafoss jest zaskakująco kolorowy.

Wodospad Studlafoss, Islandia

Wieczorem przyjechaliśmy do hotelu nad jeziorem Mywatn, a jutro zaczniemy eksplorację tych wulkanicznych okolic. A może nocą odwiedzi nas zorza?

Dzień pełen chmurek

W wędrówce po Islandii nasza fotowyprawa zatrzymała się na dwa dni nad jeziorem Myvatn. Wokół samego jeziora jest sporo ciekawych plenerów, a w nieco dalszej okolicy – jeszcze więcej.

Wschód słońca nad jeziorem Myvatn, Islandia

Poranne chmurki nad jeziorem Myvatn

Piękne plenery mamy tuż za oknami hotelu. Wystarczy wychylić się, żeby zobaczyć niezwykłe kształty pseudokraterów (przy jednym z nich zaparkowaliśmy autobus), a nieco dalej widać porośnięte mchami pola lawowe i bardziej masywne bryły nieaktywnych wulkanów. Nie, żebyśmy siedzieli długo w hotelu Sel – mamy tu tylko czas na spanie (nieprzesadnie długie), posiłki i wieczorne spotkania warsztatowe. Sam hotel jest bardzo fajny i dogodnie położony – na sesję o wschodzie słońca nad jeziorem Myvatn mieliśmy może ze 300 metrów. Rezultat spaceru przed godziną szóstą rano powyżej.

Dymy nad Hverir, Islandia

Krótka podróż na inną planetę

Z zielonych brzegów jeziora Myvatn na piekielne scenerie pola geotermalnego Hverir jechaliśmy może kwadrans. Fizyczna odległość niewielka, ale nastrój tu zupełnie inny. Gotujące się błotne kałuże, dymiące szczeliny w ziemi, intensywne barwy i wszechobecny zapach siarki składają się na pejzaż iście piekielny. Dopisało nam słońce, dzięki któremu barwy są bardziej soczyste, podświetlone opary bardziej eteryczne, a rozwiane chmury na niebie dodają robionym tu ujęciom dynamiki.

Chmura i człowiek, Islandia, pole geotermalne Hverir

Nawet zresztą zwykłe chmury momentami przybierają tu niezwykłe kształty, niekiedy wydając się gonić za ludźmi błądzącymi wśród siarczanych wyziewów.

Człowiek nad wodospadem Dettifoss, Islandia

Wodospad Dettifoss – nasz stary znajomy

Nie mogliśmy sobie – a tym bardziej uczestnikom fotowyprawy – wizyty przy potężnym wodospadzie Dettifoss. Jak zwykle odwiedziliśmy go od strony trudniej dostępnej, za to oferującej większy potencjał fotograficzny. I tutaj dopisały nam eleganckie chmury, ładnie korespondując z bazaltowymi ścianami skalnymi i dynamiką najpotężniejszego wodospadu Europy.

Wulkan Hverfjall o zmierzchu, Islandia

Zmierzch nad wulkanem Hverfjall

Dzisiejsza wieczorna sesja to spotkanie z innym znajomym – potężnym kraterem wulkanu Hverfjall. Wejście na jego koronę to jak spacer na 30. piętro – widok jest jednak lepszy niż z jakiegokolwiek wieżowca. Sam krater robi wrażenie swoim ogromem, choć nie jest łatwy do fotografowania, bo jego portret to pejzażowy niski klucz – czarny żużel, czarne faktury na zboczach, czarny nasyp w centrum. Na zdjęciu powyżej wspomogłem się dronem, aby pokazać nie tylko jego kalderę, ale także odległe scenerie. Może trudno w to uwierzyć, ale zdjęcie zostało zrobione obiektywem szerokokątnym z odległości 600 metrów i wysokości 120 metrów (najwyższą dozwoloną) nad krawędzią wulkanu.

Islandia: coś znanego, coś nowego

Rzadko udaje nam się powtórzyć dokładnie zeszłoroczną fotowyprawę według tego samego programu. Zawsze mamy pokusy, żeby coś poprawić, dobry plener zastąpić jeszcze lepszym, tu odjąć, żeby tam dodać. Stosujemy wówczas przeważnie zasadę Oscara Wilde’a, że jedynym sposobem, aby pozbyć się pokusy, to jej ulec. No i zmieniamy.

wodospad Aldeyjarfoss, Islandia

Aldeyjarfoss – wodospad w bazaltowym kręgu

Nowością w naszych islandzkich fotowyprawach był dzisiaj wodospad Aldeyjarfoss. Znajduje się ledwie 25 kilometrów od popularnego Godafossa, ale na Islandii te kilometry są różne. W przypadku Aldeyjarfossa większość drogi to solidny asfalt, ale końcówka to najpierw szutr, a ostatnie kilometry to już droga górska obfitująca w strome podjazdy, kamienie i dziury – bez pojazdu z napędem 4×4 można tam utknąć.

Cel jest jednak wart wysiłku, bo Aldeyjarfoss to wodospad po prostu elegancki. Nie jest ani największy, ani najpotężniejszy, ale dzięki otoczeniu robi wrażenie nawet na kimś, kto widział dziesiątki islandzkich wodospadów. Sprawia wrażenie, jakby spadał do ogromnej bazaltowej misy, o ścianach kunsztownie rzeźbionych w pionowe kolumny i fantazyjne wzory ponad nimi. Choć oczywiście ma odpływ, to przy starannym kadrowaniu można uzyskać wrażenie, jakby nieustannie napełniał bazaltowy kocioł.

Bazaltowe rzeźby, Islandia

Nie mniejsze wrażenie niż sam wodospad robią fantazyjne wzory na bazaltowych ścianach. Aż trudno uwierzyć, że to dzieło procesów wulkanicznych, a nie żmudna praca anonimowych artystów.

Krafla – pole młodej lawy

Nowinki nowinkami, ale będąc w okolicy jeziora Myvatn po prostu trzeba odwiedzić pole lawowe Krafla. Nieco ponad 50-letnia – czyli młodziutka w kategoriach geologicznych – lawa tworzy tam ciekawe, choć trudne do fotografowania formy. Wyzwaniem jest zarówno niska tonacja głównego motywu (fotografuje się różne odcienie czerni), jak i problem z wysokim kontrastem, gdy zechcemy włączyć do kompozycji niebo. Ułatwieniem są za to liczne źródła wulkanicznych oparów, które dodają przestrzenności scenie i dodają dynamiki ciężkim motywom.

Pole lawowe Krafla, Islandia

Zajrzeliśmy też na inne islandzkie klasyki, jak widok na kosmiczne konstrukcje elektrowni geotermalnej czy urocze wulkaniczne jeziorko Viti. A potem pojechaliśmy do najdalej na północ położonej islandzkiej miejscowości, do hotelu o obiecującej nazwie Nordic Light, czyli Zorza Północna. Co z tego wyniknie, o tym następnym razem.

W krainie elfów

Ósmego dnia fotowyprawy wyruszyliśmy do najdalej na północ położonej osady na wyspie. Dalej są już tylko skały, wichry i ocean. Naszym celem było Arctic Henge – niezwykłe miejsce mocy, gdzie wtajemniczeni adepci w mgnieniu oka mogą pozbyć się kredytu frankowego, ale gdzie profani narażeni są na ostry atak czkawki. To kraina elfów, z którymi mieszkańcy wieki temu nauczyli się żyć w pełnej szacunku zgodzie.

Arctic Henge, Islandia, fotowyprawa

A nieco bardziej serio, to Arctic Henge jest formą artystycznej zabawy – trochę nawiązaniem do celtyckiego Stonehenge, a trochę do lokalnych, islandzkich mitów. Konstrukcja nie jest ukończona i pewnie prędko nie będzie, skoro wznoszenie tych kamiennych łuków trwa już ponad 15 lat. Natomiast z punktu widzenia fotografa Arctic Henge jest rzeczywiście magicznym miejscem, bo znajduje się na niewielkim płaskowyżu za najdalej wysuniętą na północ miejscowością Islandii i jest wyeksponowane zarówno na wschód, północ i zachód. Trochę liczyliśmy tam na zorzę, ale pogoda nie dopisała, więc musieliśmy się zadowolić wschodem słońca. Zachód tam też się da zrobić.

Arctic Henge i wschód słońca, Islandia

Z dalekiej islandzkiej północy pojechaliśmy do Akureyri. Drugie największe miasto Islandii liczy prawie 20 tysięcy mieszkańców i oprócz uniwersytetu, ogrodu botanicznego i kilku muzeów ma także naszą ulubioną księgarnio-kawiarnię. Tym razem upolowaliśmy aż trzy nowe albumy islandzkich fotografów: „Planet Iceland” Sigurgeira Sigurjonssona, „Iceland Exposed” Palla Stefanssona i „Iceland. Contrasts in nature” Christophera Lunda. W jakiejś wolnej chwili zamieścimy ich recenzje na Fotezji.

Bazaltowe schody Staðarbjörg, Islandia

Następnym etapem naszej podróży było kolejne magiczne miejsce – przypominające irlandzkie „Schody olbrzymów” bazaltowe skały Staðarbjörg. Tym razem magia sięga tu czasów średniowiecznych, bo według legendy, przekazywanej w widocznej w tle wiosce, na skałach Staðarbjörg znajduje się miasteczko elfów. Mało kto je jednak potrafi zobaczyć, ostatni raz udało się to jednak pewnemu mieszkańcowi wioski, który do końca życia prowadził intratny handel z elfami.

Wiatrodzień w niesamowitych sceneriach

Dzisiaj jest ten dzień, kiedy odważnie ruszyliśmy w poprzek Islandii. Właśnie jesteśmy w hotelu położonym w samym jej środku. Za oknem wieje, a my jednym okiem piszemy relację, a drugim zerkamy za to okno, żeby sprawdzać, czy wśród kolorowych wzgórz przypadkiem nie pojawi się zorza.
Oprócz przejazdu górskimi drogami, spędziliśmy ten dzień na fotografowaniu scenerii, w które trudno uwierzyć. Najpierw gorące źródła Hveravellir, a później obszar geotermalny Kerlingarfjoll dostarczyły wielu okazji do ujęć nie z tej ziemi. No bo kto by uwierzył, że centrum Islandii to kraina mlekiem i miodem płynąca? A przecież na tym zdjęciu wyraźnie to widać!

Biało i złociście, Hveravellir, Islandia

Teren tutaj ma charakter fraktalny: małe obiekty powtarzają kształty dużych. Ściekająca wzdłuż ścieżek woda (wody jest na Islandii dużo, nie da się ukryć) przypomina miniaturowe rzeki lodowcowe, wykwity wokół fumaroli powtarzają kształt pomarańczowych wzgórz Kerlingarfjoll.

Fumarole w Hveravellir, Islandia

Gdyby nie sylwetki ludzi, trudno byłoby powiedzieć, które z tych wzgórz mają dziesięć centymetrów, a które – kilkadziesiąt metrów. Dlatego centrum Islandii fotografuje się najlepiej w towarzystwie: gdy grupa fotowyprawowiczów rozejdzie się po pagórkach i dolinach, to będzie kogo umieszczać w strategicznych miejscach kompozycji.

Dymy i ludzie w Kerlingarfjoll, Islandia

Zupełnie wyjątkowo, do wieczornego pleneru wśród dymiących wzgórz podchodziliśmy dwukrotnie: za pierwszym razem po wyjściu z autobusu stwierdziliśmy, że wiatr jest za mocny, żeby dało się robić nieporuszone zdjęcia. Nawet ustać prosto na nogach było trudno! Poczekaliśmy więc w środku, aż wiatr trochę zelżał i pozwolił podejść, a nie podfrunąć do najlepszych miejsc widokowych. Jak widać, było warto czekać, bo to sceneria jedyna w swoim rodzaju.

Wśród wzgórz Kerlingarfjoll, Islandia

Wulkan na deser

I to był prawie koniec tej edycji fotowyprawy na Islandię…

Wulkan Fagradalsfjall, Islandia

Prawie, bo w ostatni dzień zdążyliśmy jeszcze wpaść z odwiedzinami do aktywnego wulkanu Fagradalsfjall.

płonąca lawa z wulkanu Fagradalsfjall, Islandia

Ten wulkan zrobił sobie przerwę podczas trwania prawie całej naszej wyprawy, ale na szczęście obudził się tuż przed jej zakończeniem. Nie był to najbardziej spektakularny dzień dla Fagradalsfjalla, ale sesja z aktywnym wulkanem na wyciągnięcie ręki była przeżyciem!

Uczestnicy fotowyprawy na Islandię - wrzesień 2021

Uczestnicy fotowyprawy na Islandię we wrześniu 2021 – plener nad Lodowcową Laguną

Na Wyspę Ognia i Lodu wracamy niedługi i zapraszamy na następne edycje fotowypraw na Islandię!

W naszej galerii można obejrzeć więcej fotografii z tej i poprzednich islandzkich warsztatów fotograficznych:

https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/islandia-3/