Gdy się spieszymy, mniej widzimy, mniej rozumiemy i zwracamy mniejszą uwagę na otoczenie. Pośpiech bywa potrzebny, ale gdy poznajemy nowe miejsca, zanurzamy się w obcej kulturze, podziwiamy wcześniej nieznane okolice, pośpiech oślepia i ogłupia.
Wtedy trzeba się zatrzymać. Pooddychać miejscowym powietrzem. Usiąść, rozejrzeć się. Posłuchać rytmu miejsca. Oddzielić mentalnie turystów od historii. Dopiero wtedy człowiek czuje, że znajduje się tu i teraz, w odróżnieniu od tam i kiedyś. I wtedy dopiero może fotografować tak, by powiedzieć coś o fotografowanym miejscu – gdy już je naprawdę zauważy.
Tak jak ruch slow food powstał jako sprzeciw wobec zwyczaju jedzenia byle czego w biegu, tak slow travel – a z nim nasze fotowyprawy – jest przeciwieństwem idei „japońskiej wycieczki”, czyli zaliczania jak największej ilości miejsc w jak najkrótszym czasie. Nie podróżujemy po to, żeby odfajkować jak najwięcej nazw na mapie. Co z tego, że przebiegniemy przez trzydzieści miast, jeśli w pamięci pozostanie z tego tylko jedna rozmazana smuga i wciąż kołaczące się po głowie pytanie o najbliższą toaletę?
Podróżować, tak jak żywić się, warto powoli i starannie. Zatrzymując się wszędzie, gdzie uznamy że warto się zatrzymać i zostając tam tak długo, jak to potrzebne. Żeby opowiedzieć, trzeba najpierw zrozumieć. Żeby pokazać, trzeba najpierw samemu sobie poukładać obraz w głowie. Na to wszystko potrzeba czasu. Fotograf nie może się spieszyć – to znaczy, nie może działać w czasie krótszym, niż potrzebuje. Potrzebuje, żeby czegoś się dowiedzieć, gdzieś dotrzeć, poczekać na właściwy moment i właściwe światło. Nie spieszmy się.
My się nie spieszymy, także w trakcie fotowypraw. Nasze fotowyprawy to slow travel, co wymaga od nas intensywnych negocjacji na etapie układania programu. Ale jakoś jak dotąd się udaje. 🙂 Więcej o tym, czym fotowyprawy są, a czym nie są: w „Fotowyprawy – najczęściej zadawane pytania (FAQ)” – do znalezienia na górze, w menu Warsztaty fotograficzne.