Dawno, dawno temu, w czasach, gdy odzyskiwanie świateł było fantastyką, a wyciąganie cieni kończyło się kaszą na smutno, w pewnej jaskini na Krecie powstał RAW. Było na nim niebo z pięknie skłębionymi chmurami, trochę morza, trochę gór oraz, jako obramowanie, fragment rzeczonej jaskini. Największy, jaki dało się objąć obiektywem.
Niestety, tylko część z tych obiektów była dobrze widoczna. Należało się tego oczywiście spodziewać, biorąc pod uwagę jasność nieba i ciemności jaskini, ale nie zmienia to faktu, że zdjęcie nie wyglądało jak należy. A ówczesne programy do wywoływania RAW-ów nie bardzo były w stanie wyciągnąć coś poza geometryczną kaszką w cieniach i gładką szarością w najjaśniejszych światłach. Trzeba było się z tym pogodzić… na razie.
Od tej pory sporo kawy upłynęło w kubkach informatyków i rzeczywistość uległa zmianie. Powstały lepsze odrawiacze i całkiem dobre programy do mapowania tonów. Wygrzebane z czeluści dysku stare zdjęcie otrzymało nową szansę na zaistnienie.
Widoczny u góry obrazek powstał przez wywołanie RAW-a w Adobe Camera Raw, z zastosowaniem solidnego odszumiania oraz zerowego podkreślania detali i całkiem bez wyostrzania. Taki 16-bitowy prefabrykat został umieszczony w SNS-HDR Pro w celu mapowania tonów, takiego, jakie stosuje się do HDR-ów. Przy okazji w tym ostatnim programie zastosowałam też selektywną regulację nasycenia (w rodzaju: niebieski bardziej, zielony mniej itp.) i parę pomniejszych czarów z kolorami, dzięki czemu zdjęcie sprzed lat dziewięciu wreszcie może oddać pierwotny zamysł autora. No, trochę mu zeszło.
Morał: warto czasem zajrzeć do starych zbiorów, bo współczesne narzędzia mogą tchnąć nowego ducha w zdjęcia, które wydawały się technicznie za słabe. A teraz można je nawet powiesić na ścianie, i nie trzeba będzie na nic przymykać oczu.