Dość regularnie dostajemy pytania, czy na warsztatach lub fotowyprawach trzeba dużo chodzić. Na naszych: nie trzeba, ale można. I jakoś z tego, że można, robi się po 10-12 kilometrów dziennie. Choć wcale nie ma takiej konieczności, ale… jakoś to chodzenie samo wychodzi.
„Oni tam nigdy nie dojdą”
Na jednej z naszych pierwszych fotowypraw Witek, nasz przewodnik, wymyślił, że zaprowadzi grupę z San Gimignano na leżący za murami punkt widokowy na miasto. Nie było daleko – jakieś 300 metrów lekko w dół wzdłuż winnicy, a później zakręt i jeszcze może z 500 metrów aż do miejsca widokowego. Po pół godzinie, gdy nawet czołówka grupy nie zbliżyła się do pierwszego zakrętu, Witek, z obłędem w oczach, wyszeptał: „Oni tam nigdy nie dojdą!”.
A uczestnicy pleneru nawet ani razu nie rozstawili statywów. Właściwie to nawet się nie zatrzymywali. Tylko szli krokiem fotograficznym. A jak chodzi fotograf?
Jak chodzi fotograf
Swobodnie wypuszczony fotograf chodzi walczykiem: krok w lewo, krok w prawo, krok do przodu. Dlatego grupa w Toskanii nie była w stanie przejść 500 metrów w skończonym czasie. Bo a tu ładna brama, a tu kwiatek w oknie, a obok ciekawe pęknięcie w ceglanym murze. No i jeszcze – czasem trzeba się obejrzeć za siebie, żeby zobaczyć, ile ciekawych motywów się przegapiło. I wtedy, oczywiście, trzeba się trochę cofnąć. Ale generalnie cały czas idziemy do przodu. Tylko niekoniecznie w linii prostej. Walczykiem fotograficznym.
Kiedy następnym przewodnikom tłumaczyliśmy walczyk fotograficzny, bardzo się zawsze śmiali. A później widzieli, jak idzie grupa fotograficzna. I przestawali się śmiać.
Kilkanaście kilometrów dreptania
Przygotowując warsztaty fotograficzne zawsze staramy się zminimalizować ilość niezbędnego chodzenia. Czas poświęcony na chodzenie jest czasem straconym dla fotografowania, więc staramy się dowieźć uczestników jak najbliżej pleneru. Czasem od parkingu trzeba przejść kilkadziesiąt metrów, czasem kilkaset – ale reszta to już indywidualna decyzja fotografujących. I walczyk fotograficzny: szukanie kadrów, sprawdzanie co widać ze szczytu wzgórza albo jak zmieni się perspektywa po przejściu paru kroków. I z tego bierze się 10-14 kilometrów, które „wyrabia się” podczas przeciętnego dnia na warsztatach fotograficznych, na których autobus przywozi i odwozi z pleneru. Preferujemy plenery otwarte, więc jeśli tylko ktoś chce, to jest gdzie chodzić.
Dwa kilometry w cztery godziny – nie zawsze się udaje
Czasem warto chodzić więcej. Tak jak na przykład wśród kolorowych islandzkich wzgórz Kerlingarfjöll czy Landmannalaugar, gdzie już z parkingu jest co fotografować, ale każdy krok to nowe widoki. Wówczas chodzi się po 15-20 kilometrów, ale… czasem 4 godziny nie wystarczają na pokonanie dwóch kilometrów.
Dwa kilometry ma ścieżka prowadząca od wodospadu Dettifoss w górę rzeki Jökulsá do wodospadu Selfoss. Nasze plenery przy Dettifossie trwają po 3-4 godziny. I nie każdy uczestnik fotowyprawy znajduje czas, żeby dotrzeć do Selfossa. Fakt, że ścieżka nie jest najwygodniejsza, ale bardziej chyba przeszkadza to, jak bardzo Dettifoss wciąga. 🙂
Tym razem ilustracje z Islandii, od góry: wzgórza Kerlingarfjöll, pasiasty Landmannalaugar i samotny fotograf nad wodospadem Dettifoss.