Klify Traelanipan, Wyspy Owcze, wyprawa foto

Wyspy Owcze: przestrzenie poziome i pionowe

Tym, co najbardziej widać na Wyspach Owczych, jest przestrzeń. Na bezludne obszary można trafić w Szkocji czy Jordanii, wrażenie robią wulkaniczne równiny Islandii, ale to na Wyspach Owczych pustka jest na wyciągnięcie ręki niemal w każdej chwili.

Klify Traelanipan, Wyspy Owcze, wyprawa foto

Za to wrażenie bardzo intensywnej przestrzenności odpowiada geologia Farejów. Wyspy są dość niewielkie, za to ich brzegi to przeważnie wysokie klify – czasem na kilkaset metrów – więc prawie zawsze ma się w zasięgu wzroku Atlantyk, i to widziany z wysoka. Nie ma żadnych lasów, nie ma nawet krzaków, więc nic nie zaburza fantazyjnych kształtów tutejszego krajobrazu. Wyspy Owcze składają się z klifów i trawy, a że zwykle jesteśmy nad jednym i drugim, a nie pod, to wokół jest tylko powietrze. I to przeważnie dość szybkie.

Klify niewolników, Wyspy Owcze

Owszem, bywa wysoko – jak widać na załączonym obrazku. Trzeba oczywiście zachować rozsądek i nie podchodzić za blisko krawędzi, trzeba też uważać na podmuchy wiatru. W tym klifowo-trawiastym otoczeniu człowiek to rarytas: to rzadkie zjawisko (człowiek, znaczy się) przydaje się, żeby pokazać skalę. A jest to skala ogromna, bo właśnie na Farejach znajdują się najwyższe klify Europy: ponad 700 metrów skały wystającej nad poziom morza. Postacie nikną w tym krajobrazie. Całe szczęście, że jest nas cała grupa, bo dzięki temu można kogoś w kadrze umieścić.

Panorama Gjogv, Wyspy Owcze

To, że w kadrze pokazującym wybrzeże niknie pojedynczy człowiek, to w sumie nic dziwnego. Na Wyspach Owczych jednak nawet całe miasta okazują się ledwo zauważalne wśród potężnych wzgórz. Na zdjęciu powyżej miasteczko Gjogv, w którym mamy hotel, a wokół niego wielkie przestrzenie stromych wzgórz.

Klify Traelanipan, Wyspy Owcze, fotowyprawa

Największe wrażenie robi jednak zmienność tutejszego terenu. Niemal płaskie, bardzo łagodne trawiaste przestrzenie potrafią nagle przejść w wysokie urwisko albo w zielone wzgórze o nachyleniu większym niż piramidy. Aż trudno uwierzyć, że na tak nachylonych zboczach swobodnie pasą się owce. Chodzi się po terenach, które z daleka wydają się bardzo łatwe do przebycia, a w trakcie napotykamy przepaść albo okazuje się, że stromizna jest znacznie większa niż by się można spodziewać. Dlatego lepiej jednak trzymać się szlaków.

Jutro jedziemy na wyspę Kalsoy, na spotkanie z miejscową syrenką i z latarnią morską na końcu świata, a pojutrze rano kończymy przygodę z Wyspami Owczymi i odlatujemy z powrotem do Polski.

 

  1. Cisza , spokój , przestrzeń – tu można odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku . Coś dla mnie, ale niestety… Bardzo ładne zdjęcia .

    1. Teraz tłumów nie było, acz trudno uwierzyć w ten tłok. Tam jest z 5 hoteli, może któryś by zmieścił obsadę 50-osobowego autobusu, ale raczej nie dwóch takich naraz. Teraz w obu hotelach (w Thorshaven i Gjogv) byliśmy jedyną grupą, oprócz nas byli jeszcze pojedynczy turyści.

      1. Wyspy Owcze są jednym z tych miejsc, które do tej pory mierzyły się ze zjawiskim overtourismu. Sytuacja ponoć była zła do tego stopnia, że generalnie ze względu małą bazę noclegową trzeba było planować pobyt z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Ten rok miał być jeszcze gorszy, bo w planach było uruchomienie bezpośredniego połączenia lotniczego z USA.

        1. No tak, tylko to nie taki overtourism jak w Barcelonie czy Wenecji. Tam faktycznie jest mało miejsc noclegowych – dla potrzeb naszej niedużej jak na standardy turystyczne grupy tam jest jakieś 5 hoteli do wyboru. Największe z nich zmieszczą autobus 50-osobowy, ale raczej już nie drugi taki. Jak ktoś jedzie samemu, to jest trochę pokoi typu B&B, ale też nie jest tego przesadnie dużo. Więc owszem, rezerwowanie noclegów na rok naprzód to faktycznie może być za późno, ale to nie znaczy, że tam naprawdę są tłumy turystów. Po prostu nie miałyby gdzie spać – nawet uwzględniając, że tam przypływają jachty, których załogi śpią „u siebie”.
          Jak się nocuje w jedynym hotelu w Gjogv, to trzeba wykupić obiad – i pani z hotelu radośnie informuje, że i tak by trzeba do niej pójść zjeść, bo w hotelu jest jedyna restauracja na całej wyspie. Inna sprawa, że obiady są świetne.
          No i na taką wyspę z maskonurami (Mykines) to pływa od czerwca do końca sierpnia jeden prom dziennie i ma 90 miejsc (teraz z powodu wirusa zmniejszyli liczbę miejsc do 50). Owszem, jest jeszcze drugi prom o 16 (a właściwie ten sam, gdy przypływa po tych turystów, których przywiózł o 10 rano), tylko jeśli przypłyniesz o 16, to już się nie wydostaniesz z Mykines. A tam jest jakieś schronisko turystyczne z kilkunastoma miejscami. Więc tam naprawdę bardzo trudno jest zrobić overtourism, ale owszem – infrastruktura turystyczna utrzymuje liczbę turystów na bardzo skromnym poziomie.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *