Sesje w lawendzie już za nami. Ostatnia z nich wykazała, że na lawendowych polach nawet o 6 rano nie można być pewnym samotności. Na jednym z ładniejszych pól, z dwoma drzewami na grzbiecie wzniesienia, na wschód słońca czekało, oprócz naszej grupy, kilkanaście osób. Większość rozsądnie trzymała się obrzeża, ale jeden empatycznie wlazł na środek i tkwił tam dobre pół godziny.
Sjesta ratunkowa
Jest tutaj zdecydowanie ciepło, co miewa swoje zalety o wschodzie i zachodzie słońca. Na godzinę przed blaskiem temperatura jest na tyle wysoka, że koszulka, szorty i sandały są wystarczającym strojem – takich warunków nie mieliśmy nigdzie. W środku dnia ratujemy się sjestą. Ten śródziemnomorski wynalazek nie tylko ułatwia przetrwanie upałów, ale też uzupełnia bardzo krótką noc. Na wschody słońca wyruszamy około 5 rano, a że z zachodów zjeżdżamy czasem po godzinie 23, to na spanie nie zostaje za dużo czasu. Drzemka w środku dnia się przydaje, zwłaszcza że przejazdy na miejscu są krótkie i w autobusie niewiele się pośpi.
Gordes, Uzes, Roussillon
Między wschodem, zachodem a południową drzemką dajemy radę zmieścić jeszcze warsztaty i dyskusje o zdjęciach oraz sesje w miasteczkach. Za nami fotografowanie kamiennych murów, kolorowych okiennic, łuków bram, i labiryntowych przejść w Gordes i Uzes, a w Roussillon fotografowaliśmy do nocy.
Powyżej kot z Roussillon, ochrowe skały koło tego miasteczka i słoneczniki niedaleko Arles.