Z tarasów ryżowych północnego zachodu Wietnamu przenieśliśmy się na północny wschód, w górzyste regiony prowincji Ha Giang. Jak żartuje nasz lokalny przewodnik: dotarliśmy do północnego bieguna Wietnamu. Faktycznie byliśmy w najdalej wysuniętym na północ miejscu Wietnamu, granica z Chinami niemal na wyciągnięcie ręki, niemniej z tym biegunem to drobna przesada. Owszem, temperatury są niższe – o wschodzie słońca było przyjemnie ciepło, w ciągu dnia też nie można było narzekać na upały, więc jak na Wietnam… biegun.
Względnie chłodne noce i nadal bardzo duża wilgotność powietrza zapewniły nam spektakularne widoki na plenerach. Mgły przelewały się głębokimi dolinami, momentami zakrywały strome góry, by chwilę później odkryć je, zostawiając tylko białe smugi na zboczach. Tempo zmian było tak duże, że często po unieruchomieniu aparatu na statywie kadr wyglądał zupełnie inaczej niż w momencie podjęcia decyzji o zrobieniu zdjęcia. To są te chwile, gdy fotografia krajobrazowa wymaga szybkości działania.
Na szczęście tutaj można było dostać drugą, a nawet trzecią i czwartą szansę. Co się odsłoniło, to się za chwilę zakryje, co się zakryło, to się odsłoni. Oczywiście to nie będzie dokładnie taki sam układ pasm mgły, ale drzewo na zboczu pojawi się na kontrastowym tle porannych oparów, a przełęcz będzie łączyć dwa szczyty.
Góry wyglądają dramatycznie, ale nie są szczególnie wysokie. Prezentowane tu zdjęcia zostały zrobione na wysokości 1200-1300 metrów n.p.m., a same szczyty nie przekraczają 1600 metrów. Wrażenie robi ich stromość, ale my je fotografujemy, a nie zdobywamy. Na przełęcze, na których odbywały się nasze plenery fotograficzne, wjeżdżaliśmy autobusem, a później każdy sobie chodził tyle, ile uznał za potrzebne dla znalezienia ciekawych kadrów. Sama droga w góry także robiła wrażenie – nie tylko serpentynami, ale też dodatkowymi atrakcjami, jak ekipy budowlane usuwające skutki osunięcia się zbocza.
Drogi to zresztą najtrudniejszy punkt tej części fotowyprawy. Nie tylko dlatego, że są kręte i miejscami poprawiane, ale też dość wąskie, przez co podróżuje się tu długo i powoli. Licząca nieco ponad 400 kilometrów trasa powrotna do Hanoi zabrała nam dziesięć godzin. Chyba jednak było warto, prawda?