Jesteśmy już po pierwszym (z trzech) przelocie wewnętrznym. Po sesjach wśród pól ryżowych, malowniczych gór i zatok północnego Wietnamu przelecieliśmy z Hanoi do Hue, oszczędzając sobie kilkanaście godzin jazdy. Lot trwał tylko godzinę, lecz niewiele brakowało, żeby został odwołany, bo do wybrzeży Wietnamu zbliża się tajfun Noru. Na szczęście skończyło się na półgodzinnym opóźnieniu i już jesteśmy w Hue, starając się zdążyć zrobić jak najwięcej zaplanowanych plenerów fotograficznych zanim dotrze tu Noru.
Wielkie wiązanie
Na razie nic się tutaj specjalnego nie dzieje, ale wszędzie widać staranne przygotowania do przetrwania tajfunu. Nasz hotel o godzinie 20 zostanie zabarykodowany, w Hue widać też przyspieszone zamykanie sklepów i restauracji. O nas raczej nie trzeba się martwić – mieszkamy w hotelu „Saigon Morin”, który ma już ponad 100-letnią tradycję, więc niejeden tajfun przetrwał.
Nie da się jednak ukryć, że tajfun Noru już wpływa na naszą fotowyprawę – niekoniecznie jednak tylko negatywnie. O poranku pojechaliśmy dzisiaj na rejs, którego celem miało być fotografowanie rybaków. Owszem, rybacy byli, ale na morzu było ich niewielu, bo zajmowali się głównie zabezpieczaniem sprzętu przed zbliżającym się tajfunem. Wracając z wybrzeża wpadliśmy też na lokalny targ – handel odchodził w najlepsze, ruch jak w ulu, ale sprzedawcy chętnie pozowali.
Kadzidełkowy zawrót głowy
Sympatycznie było też w wiosce, której mieszkańcy specjalizują się w produkcji kadzidełek. Można było pooglądać i pofotografować nie tylko kadzidełka i proces układania z nich kwiatów, ale też wyplatanie charakterystycznych słomkowych kapeluszy.
Cesarz to ma klawy pałac
Zdążyliśmy jeszcze zajrzeć do cesarskiego grobowca, a także imperialnego pałacu w Hue. Oba miejsca były zaskakująco pustawe – trudno powiedzieć, czy mieliśmy takie szczęście, czy to zbliżający się tajfun odstraszył turystów. Większość odwiedzających stanowili tubylcy, w dużej części takie damskie dwójki, które wędrowały i urządzały sobie nawzajem sesje portretowe. Oczywiście korzystaliśmy z okazji.
Cesarski grobowiec jest fajny, natomiast pałac w Hue – rewelacyjny. Rozrzucone na terenie rozległej fortecy pawilony utrzymane są w różnym stylu. Są też takie zdobione malowanymi i szklanymi mozaikami. Wokół pawilonów wiją się sztuczne kanały, ogrody stanowią tu część architektury, a bonzai robią wrażenie nie tylko liczbą, ale przede wszystkim zakomponowaniem na tle kolorowych ścian.
Momentami padało, przez kilka minut ulewa była nawet całkiem spektakularna, ale temperatura bliska 30 stopni i wysoka wilgotność sprawiają, że nawet w taką pogodę nie da się tu zmarznąć. Do jutrzejszego południa tajfun Noru ma się przesunąć na zachód, a my ruszamy na południe.