Czasem fotowyprawa robi się tak intensywna, że nie ma czasu nawet dać znać, że nadal tu jesteśmy. Ale jak się nie odzywamy, to dlatego, że pochłania nas fotografowanie Toskanii.
Wczorajsza dyskusja o wykonanych podczas fotowyprawy zdjęciach przeciągnęła się dobrze poza północ. Fotografii było dużo, dyskusje interesujące, już się obawialiśmy, że prosto sprzed ekranu projektora ruszymy na poranny plener. Udało się jednak wygospodarować kilka godzin na sen, ale na sporządzenie relacji już nam nie starczyło siły, więc dzisiaj zbiorcze sprawozdanie z ostatnich dwóch dni.
Poranki pod Pienzą
Wczorajszy i dzisiejszy wschód słońca zastał nas ze statywami na polach pod Pienzą. Niby jedno miejsce nieodległe od drugiego, nawet niektóre wille i cyprysy widać z obu plenerów, ale te kilkaset metrów sprawia, że to samo wygląda zupełnie inaczej, światło inaczej kładzie cienie na wzgórzach, a linie cyprysów, willi i zaoranych jesiennych pól układają się odmiennie. Dwa kolejne plenery i zupełnie różne fotografie z prawie tych samych miejsc – w Toskanii nie trzeba daleko jeździć za kadrami. Wystarczy jeździć dostatecznie wcześnie…
Poranne plenery są krótkie. Nim słońce wyjdzie zza grzbietu wzgórza, na polach nie dzieje się nic ciekawego – nie widać charakterystycznych fal, nie ma podświetlonych rzędów drzew, wille są szare i płaskie. Gdy słońce błyśnie znad wzgórza, wszystko nagle nabiera przestrzenności, pojawiają się faktury, barwy stają się intensywniejsze. Wszystko to jednak nie trwa długo – nieco ponad pół godziny i szybko wschodzące słońce zmienia barwę światła ze złotej na coraz bardziej zimną. Nikną też piękne cienie i sceneria znowu wygląda płasko. Czas na śniadanie, a do pejzaży wrócimy wieczorem, na godzinę przed końcem dnia.
Siena, Monteriggioni, San Gimignano
Środek dnia to dobra pora na eksplorację kamiennych uliczek, fotografowanie życia miejskiego, podziwianie architektonicznych detali. Wczoraj większość dnia spędziliśmy w Sienie, nie ograniczając się do fotografowania fantastycznego wnętrza słynnej katedry. Dzisiaj najpierw obeszliśmy wszystkie (dwie) uliczki Monteriggioni (niektórzy też obeszli dookoła to „miasto”), a resztę dnia, aż do wieczora, poświęciliśmy San Gimignano i jego sławnym wieżom.
Toskania w płomieniach? Tylko taki ogień widzieliśmy. Pożar, który miał szaleć w tej krainie, okazał się dotyczyć jakiejś farmy pod Pizą.