Najważniejsze pory dnia to oczywiście wschód i zachód słońca – przynajmniej na toskańskiej fotowyprawie. Nie znaczy to jednak, że reszta dnia to „czas wolny”, choć… Owszem, to czas wolny w którymś z toskańskich miasteczek (dzisiaj były to Montepulciano i Monticchiello, wczoraj – Pitigliano i Bagnoregio, a jutro Siena, która jest dużym miasteczkiem, więc nie ma pary). Miasteczka penetrujemy dokładnie: od szczytów wież po piwnice – zwłaszcza takie z beczkami wina. Szczególnie w Montepulciano nie zejść do piwnic, to jak nie być tam wcale. „Katedra wina” ma faktycznie rozmiary i wysokość katedry, tyle że podziemnej, a katakumby strzeżone przez zardzewiałego rycerza to labirynt, w którym fotograf łatwo może stracić poczucie czasu. Z poczuciem przestrzeni jest na szczęście lepiej, bo ciąg korytarzy nie ma bocznych odnóg i jak się weszło, to się wyjdzie. Raczej nieprędko, ale być może nie nazbyt późno. Te piwnice to nie zabytki – cały czas tam dojrzewa wino, aktualnie głównie nobile z rocznika 2015 i 2016, choć trochę vinsanto też jest.
Zdjęcia w kolejności achronologicznej: na górze dzisiejszy zachód pod Monticchiello, w środku „Katedra wina” w Montepulciano, a na dole wschód wśród wzgórz Crete Senesi.