Wróciliśmy do Szkocji, ale innej niż fotografowaliśmy przez ostatnie dwa lata. Tym razem nie będzie wysp, za to objedziemy szkockie wybrzeża od zachodu, przez północ (gdzie pomachamy Orkadom) i wschodnim wybrzeżem wrócimy do Edynburga.
Na razie zaczęliśmy od doliny Glen Coe i okolic, które przybrały na nasz przyjazd odpowiednie barwy. Listopad w Szkocji jest oszałamiająco kolorowy – nie tylko za sprawą liści na drzewach, ale też żółknących i czerwieniących się mchów i porostów. Szczególnie pięknie te kolory można podkreślić używając przy edycji zdjęć trybu LAB, co Ewa zaprezentowała uczestnikom fotowyprawy na pierwszym wieczornym spotkaniu.
Plotki na temat złej pogody w Szkocji są zdecydowanie przesadzone – jak widać Szkocję można fotografować także z powietrza, co oznacza, że nie pada i nie wieje. Deszcze oczywiście się trafiają, ale jak dotąd są bardzo przelotne. Na wieczornym plenerze pod zamkiem Kilchurn w ciągu godziny deszcz padał kilkukrotnie – i tyleż razy przestawał padać.
Za to na porannej sesji przy zamku Stalker mieliśmy mycie naszych busów w drodze na wschód słońca, ale samo fotografowanie uszło nam na sucho. W tle zamku można się jednak dopatrzyć solidnej ulewy, która jednak trzymała się od nas na dystans.
Największe jak dotąd emocje były przed samym wyjazdem, gdy ratowaliśmy parę uczestników przed pozostaniem w Krakowie. Dzień przed wylotem do Edynburga najpierw dostali oni potwierdzenie zrobienia odprawy online, a parę godzin później maila, że nie ma ich na liście pasażerów. Dlaczego byli na liście i nawet otrzymali karty pokładowe, a niedługo później już pasażerami nie byli – nie wiadomo, niemniej serdecznie pozdrawiamy linię KLM. Ewie udało się jednak przekonać linie lotniczą, żeby naszych Krakusów wysłać do Edynburga w ten sam dzień (choć nieco później), a nie jutro lub pojutrze.
Szkocja w listopadzie zrobiła się całkiem popularna i spotykamy na plenerach sporo ludzi (sporo jak na Szkocję oczywiście, prawdziwych tłumów tu nie ma). Pod popularnym wodospadem Buachaille Etive Mor spotkaliśmy nawet grupę fotografów z Polski, którzy po Szkocji jeżdżą strasznie wielkim autobusem. 😉 W Szkocji są normalne drogi, ale też do wielu miejsc dojeżdża się jednopasmowymi, na których co kilkadziesiąt metrów rozmieszczone są zatoczki dla mijanek. Te jednopasmówki przebiegają przeważnie przez bardzo urokliwe okolice, ale też dostarczają kierowcom sporo wrażeń.
Wrażeń dostarcza też chodzenie po bagnach i mokradłach. Spacery po Rannoch Moor są wciągające, przydają się kalosze, ale nawet w nich trzeba zachować ostrożność.