Nasze jesienne warsztaty fotograficzne w Karkonoszach były nie tylko okazją do fotografowania złotych liści, górskich strumieni i malowniczych głazów, ale też ćwiczeniami z nietypowego użycia aparatu fotograficznego.
Zasada, że w momencie wciśnięcia spustu migawki aparat fotograficzny powinien być nieruchomy i już nic przy nim nie należy majstrować, jest przeważnie słuszna. Czasem jednak warto jednak trochę pomajstrować. No to uczestnicy warsztatów majstrowali i majstrowali. 🙂
Najpopularniejszą techniką intencjonalnego poruszenia aparatu jest zoomowanie. Mniej oczywiste jest manipulowanie pierścieniem ostrości w trakcie naświetlania. Można w ten sposób uzyskać coś podobnego do efektu Ortona. Siła tego efektu zależy od szybkości kręcenia pierścieniem, a dokładniej – od stosunku długości naświetlania sceny w wersji ostrej do długości ekspozycji rozostrzonej.
Co istotne, stopień rozostrzenia też ma oczywiście wpływ na finalny wygląd zdjęcia. Niewielkie przesunięcie płaszczyzny ostrości da zupełnie inną fotografię niż zdecydowany obrót pierścienia obiektywu.
Oczywiście uzyskany efekt jest bardzo trudno powtarzalny, bo na wyczucie dzieli się naświetlania na statyczne i rozmazane, a szybkość kręcenia pierścieniem też jest uznaniowa. W efekcie takie zdjęcia są nie tylko niepowtarzalne, ale też trudne do zaplanowania. Robiąc kilka niby takich samych rozmazańców, uzyskuje się różne efekty. Ta nieprzewidywalność to urok technik intencjonalnego poruszenia aparatu. Więcej o tym piszemy w ebooku o technikach intencjonalnego poruszenia aparatu.
Podczas trzydniowych warsztatów normalne zdjęcia też robiliśmy. 🙂 Jesień była w swojej najbardziej złotej fazie, a pogoda była całkiem sprzyjająca do fotografowania lasu i górskich strumieni. Trochę padało, ale za to przez większość czasu było pełne zachmurzenie, czyli idealne warunki do fotografowania w lesie. To były też dobre warunki do stosowania długich ekspozycji – już tylko operując przysłoną można było zbliżyć się do sekundowego naświetlania, a przy użyciu nawet niezbyt gęstych filtrów szarych łatwo dało się wygładzić wodę.
Dość zaskakującym utrudnieniem była konkurencja przy wodospadzie Podgórnej. Konkurencja nie fotografująca, ale… morsująca. Dało się wyczekać chwile, gdy w kotle pod kaskadą nikogo nie było, ale od samego patrzenia można było zmarznąć! 🙂
Z mniejszymi, bardziej kameralnymi scenami było łatwiej. Oprócz fotografowania kolorowych liści na kamieniach popularne było też wrzucanie liści do strumieni. To również było wyzwanie, bo najpierw trzeba było znaleźć odcinek strumienia, gdzie prąd ma optymalną szybkość i kierunek, a później wrzucić garść liści tak, aby popłynęły w miejsce, w które skierowany jest aparat.
Trzy dni warsztatów minęły szybko. Szkoda, że jesień jest tylko raz w roku!
Więcej jesiennych Karkonoszy w galerii: